Coś nowego o życiu.

Wchodzę w Krętą, pięć minut szybkim krokiem do domu. Przedpołudniowe słońce przygrzewa ostro. Zapalam marlborasa, o naiwności, może przemknę.
Nazwa trafna, Kręta daje dużo możliwości. Wychodzę zza rogu. Stoją, cholera. Pięciu, nieświeżych lekko, co najmniej dwóch z nich już nieco z rana słabosilnych. Obok wózek z żelastwem, które można zamienić na część flaszki.
Największy odrywa się od barierki i przemieszcza w moim kierunku. Próbuję odbić troszkę w prawo, ale nie mam raczej możliwości manewru.
- Szefie, masz pan fajkę kopsnąć? – pełna kulturka, w mordę.
Wygrzebuję z ciężkim sercem, ale cóż, z lokalesami warto dobrze współegzystować.
- A dla kolegi?
Tu mi już nerwy puszczają.
- Kurczę, panowie, co tędy przechodzę, to mnie ktoś obsępi. Co to ja, sponsor jakiś?
Gość mierzy mnie chwilę wzrokiem.
- A ubliżył ci tu który kiedyś? – i odwraca się znacząco do reszty towarzystwa.
- Nie, nie, nie – rozlazły chórek popleczników czuje wyraźny respekt do Dużego.
- Wpierdolił ci ktoś? – ciągnie, a kolesie aż zachłystują się z oburzenia.
- No widzisz.
Tak, są rzeczy na niebie i na ziemi, o których nie śniło się waszym filozofom.

boris

Popularne posty