zjawa...
Pewnego dnia w jej życiu pojawił się... nieziemski, logiczny, opanowany, na maksa przystojny, regularnie się golący na dole i górze. Po prostu, BOSKI. Zaczęła się ich znajomość, najpierw lekko nijaka, beznamiętna, choć obydwoje wyczuwali, że coś czai się pod skórą ich wygłodniałych ciał. Zakochana kobieta nie widzi ostro rzeczy, jej postrzeganie ulega osłabieniu w skutek zwiększonego działania hormonów. Tak też było i z nią. Zupełnie nie zauważyła, że on był tylko zjawą. Tak, po prostu. Jednak nie mogła tego spostrzec zbyt łatwo, gdyż on miał zdolność dematerializacji. Czyli pojawiał się i znikał. Taka gra w chowanego. kiedy ona np. się kąpała albo spała. On pojawiał się wtedy bezcieleśnie. Przysiadał obok i pieścił jej piersi. Potem całe ciało, brzuch, uda, wzgórek i pośladki. Było jej miło, a przez sen lekko wzdychała. Rano budziła się wilgotna w kroczu i lekko zdziwiona. Potem brała prysznic i wychodziła do pracy. Nie robiła makijażu na twarzy, bo dla niej to było jak fałszowanie siebie. Była naturalnie spontaniczna. I ze zdziwieniem przyznawała, że coraz częściej przytrafiają jej się zbiegi okoliczności. W nieprzewidzianych momentach, spotykała jego. On był zjawą w jej życiu, namiętnym kochankiem, który nigdy nie odda jej ani jednej kropli swojego eliksiru, chociaż pragnęła tego nad życie. Wiedział o tym, dlatego prowadził tą grę. Kobieta, jeśli nie odda swojego pakietu hormonów, to wydala ich nadmiar w strefie Te, na twarzy. Zbiera nadmiar sebum wacikami. Potem zmywa twarz tonikiem i nakłada maseczkę. Robi to regularnie, każdego dnia i bardzo dokładnie. To jej modlitwa, krzyk o miłość, o seks i oddanie. Nie wiedziała tego, nie zastanawiała się nad każdą czynnością, którą wykonywała, nie analizowała tak dogłębnie swojego życia.
Dlatego pewnego dnia....
Dlatego pewnego dnia....