Wiotka Laputita i baton.
Ależ ona przypominała mi wiejską żebraczkę o krągłych piersiach i nogach jak patyki. Szeleściła spódnicą i kołysała swoimi balonikami. Fiu fiu, cóż to była za ponadczasowa Laputita! Oczy jak perełki, lekko umalowane usta, smukłe dłonie. Każdy, kto przechodził obok, lepiącą substancję spomiędzy jej ud wyczuwał podświadomie. Tak, że nawet ona nie musiała mówić żadnych oh, ah, hello, czy weź mnie. Nigdy nie żebrała o miłość i nigdy nie prosiła o seks. Przy niej zawsze znalazł się jakiś przystojniak chętny na to, by zrobiła z nim to i owo. Ale z czasem nasza Laputitka stawała się coraz bardziej wiotka i opieszała. Nie bawiły ją już gry w klasy i podchody. Chustka na oczach też nie czyniła gry ciuciubabki zabawną. Nuda wdzierała się do jej ciała jak dzikie ostrze, co zatruwa młodość. Więcej spała niż zwykle i z tego powodu stawała się okrąglejsza w biodrach. Niestety wątłość osaczyła jej mocne od stoczonych, seksualnych bojów ciało. Grymasiła i miała fochy, nie smakowały jej na przykład serdelki z jelenia, ani kapusta zasmażana. Powoli przestawała w ogóle jeść. Wychudłe ciało przypominalo szkielet. Jedynym rozwiązaniem było, puścić się .. w ruch. Kiedyś wyszła na łąkę za miastem i zaczęła wirować jak derwisze na wietrze. Zakręcona na maksa, poczuła jak całe naprężenie jej ciała uciekło w przestrzeń. Już nie była widoczna i rozpoznawalna. Nadszedł wieczór, czas zabawy lub snu, jak kto woli. Widząc gwiazdy na niebie, Laputita zaczęła marzyć i pomrukiwać. Oczko już snuło się jej w pończoszce, szpilki się chwiały, a ona pragnęła tylko miłości. Zbliżenia ciał i ust. Miejsce zdarzenia mogło być każde. To brama wieczorna, śmierdząca sikami lub sala w knajpie, na pozór zwykłej i łzawej, gdzie dzwięki jazzu snują się jak pokraczne płazińce o wybuaszonych ze zdziwienia oczach. Zachciało się jej zjeść coś, swędząco przyjemnego. Sięgnęła w otchłań swojej torebki i wygrzebała baton czekoladowy. Ssała go i pieściła językiem, aż czekolada sprośnie rozpuściła się na ustach i pociekła kącikami. Ah, co to było za doznanie czekoladowej rozkoszy. Język, ten najsilniejszy z mięśni, pocierał warstwy raz za razem i zmiazdżył czekoladowe cudo. Wepchnęła resztkę w gardło i nasycona z podniesioną ilością endorfin spiesznie ruszyła w stronę mrocznej otchłani ulic na nową przygodę o sprośnej fabule. Laputita lubiła: jazz, wyuzdanie i czekoladowe batony, i tą swoją wiotkość, co zapewniala jej stałe przyciąganie męskich ciał. Laputita to szczęśliwa księżniczka, zawsze sobie znajdzie nowa zabawę i jej obiekt.