Świadomy sen na jawie.
Jestem pośrodku wydarzenia. Widzę i czuję jednocześnie. Nie jestem głodna i nie czuję zimna, ale te wszystkie uczucia, które są we mnie „widzę” zupełnie realnie. Mój mózg pozwala sobie na takie odloty, chce moją jaźń obronić na wszelkie sposoby. Sen na jawie, i świadomość tego to jego metoda walki z okrutna rzeczywistością. Na wiele co widzę wokół siebie nie umiem się zgodzić, lecz zupełnie niewiele mogę z tym zrobić. Nie zmienię przecież rzeczywistości, bo gdzie do cholery miałabym się udać? Ciekawa jestem tylko tego, jak często jeszcze mi będzie to dane? Światów za wiele też stworzyć nie mogę, bo można się w nich równie łatwo pogubić. Więc wybawieniem moim od stresów i lęków jest śnienie świadome i oswajanie obrazów, co lęki przynoszą. Ten stan zaliczam do poziomu 5-tego, całkiem specjalnego i jednocześnie zupełnie normalnego w swym funkcjonowaniu. Tam się udaję bez biletu wstępu i nie martwię się zbytnio o bilet powrotny. Każde poruszenie naszej jaźni jest o wiele lepszym stanem, niż katatoniczny uśmiech na twarzy, co zostaje po wieczność i bierne siedzenie na kanapie nieruchomo. To nie jest prosto objaśnić komuś, kto kładzie się spać i rano po prostu wstaje do pracy, wykonując szereg zwykle istotnych czynności. Lecz ten, kto choć raz w życiu doświadczył groźnej granicy rozpaczy i tzw. „nocy zmysłów”, będzie z łatwością mógł zrozumieć procesy piątego poziomu. W nim nie ma bólu, jest cierpienie poskromione, są uczucia typowo ludzkie i nie wyimaginowane, tutaj nie da się niczego przewidzieć, zaplanować i udawać. Po prostu podążasz za owym stanem, aż do momentu świadomego przebudzenia i wtedy już tylko w półśnie regenerujesz swoje istnienie. Budząc się z większą i zdwojona siłą do życia realnego. Czy to dar? Tak mi się wydaje prezent od niepoznanej do końca maszynerii naszego umysłu. Jest też świadome wytwarzanie obrazów, co chcą przedostać się do jaźni by zaistnieć, chociaż na chwilę. A z nich najczęściej buduję swe opowiadania, obrazy i kolaże. Bo one także wymagają szacunku swego istnienia. Niczego i nikogo nie można pomijać w jego istnieniu! To zasada najwyższa i najważniejsza. Przyjęcie jej z pochylona głową i pokorą jest przepustką do wkroczenia na poziomy wyższej jaźni. Być może kiedyś zostanę obdarowana takim zaszczytem. Oby na zawsze. Oby na wieczność, by nigdy więcej nie cofnąć się do bezbronnej bezczynności. Poczucie wykluczenia i bezradności to stany najwyższego piekła tu na ziemi, a niechęć do bycia wojownikiem czasu to największa porażka. Chęć walki jest permanentnym i podstawowym ludzkim instynktem, problem polega tylko na tym, że przez stulecia cywilizacji ludzie używali owego instynktu do zbyt haniebnych czynów. Budując naszą samoświadomość i wiedzę o tym, kim jesteśmy, spełniamy podstawowy warunek bytowania ziemskiego: ofiarowujemy lepszą część siebie.