Cykle jak cykady

Cykle starej kobiety, napęczniałej od bólu zaczynały się wcześnie rano. Budziła się z wrażeniem na ustach, szepcząc głośniej niż do ucha kochanka, Starość! Potem brała kąpiel pod prysznicem i masowała ciało szorstką naturalną gąbką. Jadła śniadanie. Koniec jednego cyklu. Zaczyna nowy, ubiera się do pracy przed lustrem zmagając się z kolejną zmarszczką na czole lub w okolicy ust. Krem, podkład, pomadka, maluje oczy, długie pociągnięcia tuszem, jak pieszczoty. Sprawdza torebkę czy ma wszystko pod kontrolą i wyrusza przed siebie. Nowy cykl, kolejny, to afisz na dzień. W pracy, gdzie szef to stary, z obleśnym brzuchem, niedopieszczony przez żony wariat na kasę, zapewnia ją swoim ciepłym głosem uwodziciela, że pensję dostanie, na czas. Smera ją przy tym po kolanie i już ona z lęku przed grzechem jest w cyklu, takich erotycznych uniesień. Nie daje się jednak zwariować, wygrywa z jego brzuchem i oddechem. Wychodzi, by wrócić tutaj jutro z kolejnym z cykli kobiety starszej lecz jeszcze chciwej na spojrzenia. Do domu kupiła dwa kubki szybkiej chińskiej zupki. Zjada i siłą swojej wolnej jeszcze woli stara się z sobą dojść do ładu, okiełznać kolejny zbliżający się w niej cykl - na sen. Prysznic i zmywa makijaż, leci jej tusz po policzkach i wtedy płacze, że to niby niechcąco się jej łzy wyrwały...kiedy zasypia, modli się o spokój, niech mi go w końcu dadzą, te moje wredne cykle na cykady, na pudy i nudy, na nieszczęśliwe moje je..ne życie. Zasypia i mruczy przez sen, by rano znowu usłyszeć: Starość!

Popularne posty