do: Su
Nie jestem godzien stóp Ci lizać, o Lady Pisarko! Uznaję Twą wyższość, o czym nieraz wcześniej pisałem. Szczerze.
Nie masz więc co się obawiać o swoją pozycję, a tym bardziej o życie, bez którego nie byłoby także i mnie.
Nie jestem zazdrosny. To dla mnie zaszczyt, że mogę pisać razem z moją Mistrzynią.
Dedykuję Ci ten krótki tekst.
Kocham Cię.
Pewna pani stłukła lustro. Takie stojące, przy garderobie. Potrąciła je przechodząc do łazienki, aby zmyć wyzywający makijaż po powrocie z mocno zakrapianej imprezy, na której już, już miało dojść do małego tet a tet.
Lustro dostała od matki. Nienawidziła go szczerze. Było wielkie, stare, wydzielało dziwny, trochę zbutwiały zapach i zupełnie nie pasowało do innych sprzętów. Nie mogła się go jednak ot tak, po prostu pozbyć.
Matka odwiedzała ją często. Powiedziałaby, że stanowczo zbyt często. W czasie każdej z wizyt wspominając choćby słowem o groteskowym meblu. O tym, że przeglądała się w nim ona, jej matka i matka jej matki. Także o tym, jaką doniosłą rolę odegrało w życiu rodziny, kiedy to jej ojciec w czasie wojny ukrywał przyklejony z drugiej strony pistolet, a z pomysłu korzystał także jej mąż, chowając za komuny bibułę.
Matka była apodyktyczną damą w stylu zwietrzałej arystokracji, wykorzystującą każdą nadarzającą się sposobność do okazania innym swojej wyższości.
Miała dość matki, nienawidziła lustra, nie akceptowała tego, co odbijało. Zniszczenie go nie było więc chyba zupełnym przypadkiem.
Stała z zaciśniętymi pięściami, napawając się widokiem pustej ramy i rozsypanych po podłodze szklanych odłamków. Po chwili pochyliła się, aby pozbierać większe części. Zastygła w bezruchu. Spodobało jej się to, co zobaczyła we fragmentach szklanej mozaiki. Zapragnęła i zapamiętała ten obraz.
Od tego czasu trzymała się go kurczowo. Widywała go nieraz na ekranach wygasłych monitorów, uśmiechała się do niego na witrynach sklepów i szybach mijających ją samochodów.
Była tak jakby szczęśliwsza.
boris
Nie masz więc co się obawiać o swoją pozycję, a tym bardziej o życie, bez którego nie byłoby także i mnie.
Nie jestem zazdrosny. To dla mnie zaszczyt, że mogę pisać razem z moją Mistrzynią.
Dedykuję Ci ten krótki tekst.
Kocham Cię.
Pewna pani stłukła lustro. Takie stojące, przy garderobie. Potrąciła je przechodząc do łazienki, aby zmyć wyzywający makijaż po powrocie z mocno zakrapianej imprezy, na której już, już miało dojść do małego tet a tet.
Lustro dostała od matki. Nienawidziła go szczerze. Było wielkie, stare, wydzielało dziwny, trochę zbutwiały zapach i zupełnie nie pasowało do innych sprzętów. Nie mogła się go jednak ot tak, po prostu pozbyć.
Matka odwiedzała ją często. Powiedziałaby, że stanowczo zbyt często. W czasie każdej z wizyt wspominając choćby słowem o groteskowym meblu. O tym, że przeglądała się w nim ona, jej matka i matka jej matki. Także o tym, jaką doniosłą rolę odegrało w życiu rodziny, kiedy to jej ojciec w czasie wojny ukrywał przyklejony z drugiej strony pistolet, a z pomysłu korzystał także jej mąż, chowając za komuny bibułę.
Matka była apodyktyczną damą w stylu zwietrzałej arystokracji, wykorzystującą każdą nadarzającą się sposobność do okazania innym swojej wyższości.
Miała dość matki, nienawidziła lustra, nie akceptowała tego, co odbijało. Zniszczenie go nie było więc chyba zupełnym przypadkiem.
Stała z zaciśniętymi pięściami, napawając się widokiem pustej ramy i rozsypanych po podłodze szklanych odłamków. Po chwili pochyliła się, aby pozbierać większe części. Zastygła w bezruchu. Spodobało jej się to, co zobaczyła we fragmentach szklanej mozaiki. Zapragnęła i zapamiętała ten obraz.
Od tego czasu trzymała się go kurczowo. Widywała go nieraz na ekranach wygasłych monitorów, uśmiechała się do niego na witrynach sklepów i szybach mijających ją samochodów.
Była tak jakby szczęśliwsza.
boris