Cirque Carnivalle
Ladies and Gentelmen, meine Damen und Herren, Mesdames et Messieurs!
Zapraszam Was, Szanowna Publiczności, w fascynującą podróż po krainie wspomnień, czterowymiarowy show, będący szczytem osiągnięć technik iluzji. Gwarantuję niezapomniane przeżycia i daję słowo, że przerosną wszystko, co widzieliście do tej pory. Macie niniejszym możliwość zrozumienia wszystkiego, co tu wkrótce zobaczycie na swój własny, prywatny sposób oraz wolność swobodnej manipulacji, interpretacji i konfiguracji zdarzeń.
Moi Mili, proszę zapiąć pasy. Będzie trochę trzęsło, bo (zachowajcie to dla siebie) Dyrektor naszego lunaparku to skończony sknera i wagoniki są od dawna nieremontowane. Wszyscy gotowi? A więc - ZAAACZYYNAMY!!!
Przed nami scena, w której poznajemy bohatera naszej opowieści. Oto widzimy, jak do wypieszczonego jedynaczka dochodzi wreszcie, że nie jest sam na świecie. Ten żal i wściekłość w jego oczkach, którymi zerka zazdrośnie na to małe, żywe coś, co tak przykuwa uwagę wszystkich. Nagle w jego życiu pojawiła się konkurencja, nagle miłość dawców JEGO życia podzielona została jakże niesprawiedliwie na dwie połowy. I to musi mu wystarczyć! Czy sobie z tym poradzi? Pewnego razu ciężki pas z żelazną sprzączką ostudza emocje. Uczy się skrywać je w sobie, wie już, że okazywanie tych negatywnych nie wychodzi na dobre. Wraca do swego kącika z zabawkami i od teraz uśmiecha się grzecznie i nie przerywa, kiedy mówią dorośli. I tylko od czasu do czasu wyobraża sobie, jak przydeptuje nogą małego, żółciutkiego kurczaczka lub inne słodkie zwierzątko. I czuje w brzuchu motyle.
Jedziemy do kolejnej odsłony. Jesteśmy świadkami, jak chłopiec-mężczyzna zaczyna dostrzegać związek pomiędzy tym, co do tej pory robił w czysto mechaniczny sposób, po to tylko, aby w jednym rozbłysku przyjemności wyrzucić z siebie wszystkie niedookreślone emocje, a dziewczynkami-kobietami, które przestały być dla niego li tylko koleżankami z przedszkola i szkoły, na które patrzy już w troszkę inny sposób. Oprócz jednej, którą będziemy mogli zauważyć, Drodzy Państwo, również później. Ta pozostaje czysta i doskonała, niczym Maryja Dziewica. O niej nie myśli nigdy w czasie swoich zabaw. Lubi natomiast wyobrażać sobie, jak ratuje ją z rąk rzezimieszków - oprawców, którzy właśnie przykuli ją, poniżoną i zawstydzoną, do kaloryfera w szkolnej ubikacji i zdarli z niej ubranie w celu... No właśnie, po co? Tutaj na razie kończy się zakres jego wyobraźni, za to pojawiają się znów znajome stworzonka w okolicach lędźwi.
I już zbliżamy się do następnej inscenizacji. Prawda, że wygląda bardzo realistycznie? Gruby, żałosny okularnik, jakim stał się w wyniku nieubłaganych i nie do końca przewidywalnych przemian hormonalnych, przyparty do ściany przez kilku kolegów z klasy. "Ty wieprzu, spasiona świnio!" - wycieka z pomiędzy zębów największemu z nich. Przepraszam, poprawię tylko synchronizację głosu z ruchem warg. Chwileczkę... Gotowe! No więc na czym skończyliśmy? Och, widzimy właśnie, jak pięść naszego bohatera kończy niezdarny zamach na twarzy znienawidzonego wroga. To pierwszy i ostatni cios, jaki komukolwiek zadaje, więc przypatrzcie się dobrze. A wszystko dlatego, że świadkiem tej sceny jest również Ona.
Sam jest najbardziej zaskoczony tym chwilowym tryumfem. Proponuję jednak, aby w tym momencie opuścić litościwie zasłonę. Zdradzę tylko, że nie wyszedł mu ten incydent na dobre...
Po prawej stronie mijamy właśnie scenkę, której moim skromnym zdaniem można by tutaj nie zamieszczać, jednak nie ja o tym decyduję. Nasz bohater podejmuje w niej decyzję, że chce zostać sam, podczas gdy jego rodzice przenoszą się do innej bajki, a rozłąkę wynagradzają mu zaufaniem i prezentami. Czy czuje się poszkodowany? Trudno to ocenić, przecież nic nie mówi. Widzę, że Pan ziewa? Znudzony? Zaraz to się zmieni, ponieważ zbliżamy się, Drodzy Państwo, do mojego ulubionego fragmentu.
Oto roztacza się przed nami pełna dramatyzmu odsłona, w której główna postać naszej opowieści dowiaduje się, że ta, która dawała mu najwięcej uczuć i zdawała się jako jedyna rozumieć, już nigdy go nie przytuli (zawsze tylko udawał, że tego nie lubi). Długo się nad tym zastanawiałem, ale to chyba najdotkliwszy cios, jaki został mu zadany. Przez kogo? No właśnie, w tym przypadku trudno mu to sprecyzować. Mściwy Bóg? Ślepy los? Czcze gadanie. Przecież Boga nie ma, a arkanów fatalizmu jeszcze nie zgłębił. Z braku widzialnego przeciwnika nasz bohater kieruje swoją agresję do środka. To dla niego doświadczenie nie nowe, ale tym razem przez swą wyjątkową intensywność bardzo ciekawe. Po kilku tygodniach rozpaczy, kiedy myślami już dosięga krawędzi czarnej dziury, postanawia nagle, że już więcej nie zapłacze i raczej udaje mu się dotrzymywać danego sobie słowa. Martwi go tylko to, iż podobno bliscy zmarli przychodzą czasem po śmierci, żeby powiedzieć coś ważnego, albo tylko z nami pobyć. Powtarza więc w myślach jak mantrę prośbę, krzyk "Nie odwiedzaj mnie, nie chcę cię więcej widzieć!". Najwyraźniej to pomaga, gdyż ona się nie pojawia. Uprzedzę fakty - jakiś czas później zapomina nawet, jak wyglądała. Zaczyna sobie natomiast wyobrażać, jak sam obnaża związane i przerażone dziewice i to przynosi mu przynajmniej chwilową ulgę.
Nasz bohater wychyla się ostrożnie ze swej skorupy. Po lewej widzimy niemrawe próby zaistnienia. Kończą się, niestety, niepowodzeniem, gdyż wymagałoby to od niego pozbycia się resztek pancerza. Decyduje więc teraz umrzeć dla świata i przestaje dostarczać sobie energii. Jak to się fachowo nazywa? Czy mamy wśród nas lekarza? Proszę więc Panią o podpowiedź. O właśnie, anoreksja, uciekło mi to słowo. Tymczasem nikt zdaje się tego nie dostrzegać, ale ta obojętność jest mu jak najbardziej na rękę. Przywdziewa maskę cynizmu, zatapia się w świecie mrocznej muzyki oraz sztuki na granicy obłędu.
A teraz Wasz narrator i uniżony sługa pragnie zwrócić Waszą uwagę na z pozoru nieistotny fakt, który zaważy na życiu bohatera spektaklu. Przypatrzcie się tej kobiecie-dziewczynce, która w bezpretensjonalny sposób siedzi z podkurczonymi nogami na fotelu. Zawadiacko rozczochrana, śmieje się patrząc mu odważnie w oczy. Czy już w tym momencie przeczuwają przyszłość? Spójrzcie, jak chwilę potem krążą wokół siebie, obwąchując się jak psy. Ach, zdobył się na dotyk, ledwo przypadkowe muśnięcie o sile rozbłysku na słońcu. Zupełnie nowe doznania, jakich doświadczył tej nocy uświadomiły mu, jak bardzo jest bezradny. Miał jednak absolutną pewność, że już nie wróci. I jeszcze jedno, Drodzy Widzowie. Pierwszy raz poczuł się za kogoś odpowiedzialny. Jak myślicie, poniesie ten ciężar przez kolejne rozdziały naszego spektaklu? Przekonamy się niebawem, a na razie zapraszam Państwa na mały poczęstunek. Do wyboru kawa lub herbata i słone paluszki.
I już szybciutko zajmujemy miejsca, bo czas jest nieubłagany. Mam nadzieję, iż nie ma wśród nas dzieci? Na afiszu zaznaczono wyraźnie: "Wstęp tylko dla widzów dorosłych". Rozpoczyna się zmysłowe misterium. Poznają nawzajem swe ciała, uczą się siebie wzajemnie. Dotyk, smak, zapach. Gra, radość, podniecenie, bicie serca, spełnienie.
On lubi patrzeć. Ona bawi się, czyta, je, przelewa siebie na płótno, poświęcając się każdej czynności bez żadnych kompromisów. Uczy się tego od niej, choć od początku z wielkim trudem.
Ona jest w pełni we wszystkim. Często zasypia rozluźniona i zatopiona w niego. On zdrętwiały w ekstremalnie niewygodnej pozycji, boi się poruszyć, by jej nie obudzić, by przedłużyć tą chwilę w nieskończoność. Dostosowuje swój oddech do rytmu jej oddechu. Patrzy. Cieszy się dotykiem jej ciała, spokojem w jej zaufaniu, przynajmniej na trochę, na kilka godzin snu. Nie chce jej spłoszyć, nie chce przestraszyć dzikiego zwierzątka, które w niej drzemie.
W końcu obserwujemy, jak zacieśniają się i plączą. To już nie zabawa i obydwoje wiedzą o tym doskonale. Jemu, o ironio, przychodzi to z łatwością, ona walczy, czuje, iż zagrożone jest jej organiczne poczucie niezależności i buntuje się wobec takiego stanu rzeczy. Odchodzi, powraca, by znów próbować ucieczki, ale wygląda na to, że jest już zmęczona podróżą. Daje się uwieść oddaniu, urzeka ją jego ufność i wytrwałość psa pociągowego.
Spójrzcie dalej, o tutaj. Dwie małe, bezbronne istoty, które wywołują chaos, a potem wprowadzają nowy porządek. Nasz bohater jest już nie tylko dla niej, ona nie cała dla niego. Czy dostosują się do tej niezwykłej sytuacji? Wkrótce się dowiemy. A tymczasem zbliżamy się do głównej areny, a zarazem, niestety, do końca przedstawienia.
Wielkie plany i małe realizacje. Prozaicznie, nudno. Tysiące drobiazgów, które podcinają skrzydła. Słucham? Widzę, że kiwa Pan głową. Państwo też to znacie?
Oddalają się od siebie w codzienność. Ona ucieka w wirtualny świat pragnień, jego myśli krążą wokół nigdy niezrealizowanych fantazji, do których bał się nawet komukolwiek przyznać. Szepnę tylko, że to już nie niewinne wyobrażenia, jakie pomagały mu wyładowywać w dzieciństwie skumulowane emocje.
A teraz spójrzcie na tego nieszczęśnika, jak się wije, jak skowyczy. Ale zaraz? Cóż to za szpikulec tkwi w jego zranionej samczej ambicji? Czyżby po raz kolejny dano mu do zrozumienia, że jest zupełnie zwykły, że są od niego lepsi? A może myślał, iż, przepraszam za kolokwializm, ujdzie mu na sucho tolerowanie dla świętego spokoju rzeczy, których udawał, że nie zauważa? Obrzydliwy widok, prawda, Moi Państwo? Zrobiło się pani niedobrze? Proszę skorzystać z woreczka, jest w schowku obok fotela.
No i w końcu nadszedł czas na nasz finałowy quiz. Ten motyl, który trzepocze skrzydełkami, zamknięty w złotej klatce. Czy pozwoli mu uciec? Czy przywróci mu wolność? Usłyszał kiedyś, w dzieciństwie, że na skrzydełkach tych stworzeń jest malutka plamka pyłku, taka prawie niewidoczna. Wystarczy zetrzeć ją palcem, a motyl nigdy więcej nie wzbije się w powietrze.
"Zetrzyj! Zetrzyj!" - skanduje prawa strona widowni. "Nieee!!!" - krzyczą obrońcy przyrody, potrząsając kwietnymi transparentami. Czas na wybór. Przypominam: w rękach macie urządzenia do głosowania, czerwony przycisk - TAK, guzik niebieski - NIE. Zwycięzca zgarnia wszystko, więc zachęcam do gry.
boris
Zapraszam Was, Szanowna Publiczności, w fascynującą podróż po krainie wspomnień, czterowymiarowy show, będący szczytem osiągnięć technik iluzji. Gwarantuję niezapomniane przeżycia i daję słowo, że przerosną wszystko, co widzieliście do tej pory. Macie niniejszym możliwość zrozumienia wszystkiego, co tu wkrótce zobaczycie na swój własny, prywatny sposób oraz wolność swobodnej manipulacji, interpretacji i konfiguracji zdarzeń.
Moi Mili, proszę zapiąć pasy. Będzie trochę trzęsło, bo (zachowajcie to dla siebie) Dyrektor naszego lunaparku to skończony sknera i wagoniki są od dawna nieremontowane. Wszyscy gotowi? A więc - ZAAACZYYNAMY!!!
Przed nami scena, w której poznajemy bohatera naszej opowieści. Oto widzimy, jak do wypieszczonego jedynaczka dochodzi wreszcie, że nie jest sam na świecie. Ten żal i wściekłość w jego oczkach, którymi zerka zazdrośnie na to małe, żywe coś, co tak przykuwa uwagę wszystkich. Nagle w jego życiu pojawiła się konkurencja, nagle miłość dawców JEGO życia podzielona została jakże niesprawiedliwie na dwie połowy. I to musi mu wystarczyć! Czy sobie z tym poradzi? Pewnego razu ciężki pas z żelazną sprzączką ostudza emocje. Uczy się skrywać je w sobie, wie już, że okazywanie tych negatywnych nie wychodzi na dobre. Wraca do swego kącika z zabawkami i od teraz uśmiecha się grzecznie i nie przerywa, kiedy mówią dorośli. I tylko od czasu do czasu wyobraża sobie, jak przydeptuje nogą małego, żółciutkiego kurczaczka lub inne słodkie zwierzątko. I czuje w brzuchu motyle.
Jedziemy do kolejnej odsłony. Jesteśmy świadkami, jak chłopiec-mężczyzna zaczyna dostrzegać związek pomiędzy tym, co do tej pory robił w czysto mechaniczny sposób, po to tylko, aby w jednym rozbłysku przyjemności wyrzucić z siebie wszystkie niedookreślone emocje, a dziewczynkami-kobietami, które przestały być dla niego li tylko koleżankami z przedszkola i szkoły, na które patrzy już w troszkę inny sposób. Oprócz jednej, którą będziemy mogli zauważyć, Drodzy Państwo, również później. Ta pozostaje czysta i doskonała, niczym Maryja Dziewica. O niej nie myśli nigdy w czasie swoich zabaw. Lubi natomiast wyobrażać sobie, jak ratuje ją z rąk rzezimieszków - oprawców, którzy właśnie przykuli ją, poniżoną i zawstydzoną, do kaloryfera w szkolnej ubikacji i zdarli z niej ubranie w celu... No właśnie, po co? Tutaj na razie kończy się zakres jego wyobraźni, za to pojawiają się znów znajome stworzonka w okolicach lędźwi.
I już zbliżamy się do następnej inscenizacji. Prawda, że wygląda bardzo realistycznie? Gruby, żałosny okularnik, jakim stał się w wyniku nieubłaganych i nie do końca przewidywalnych przemian hormonalnych, przyparty do ściany przez kilku kolegów z klasy. "Ty wieprzu, spasiona świnio!" - wycieka z pomiędzy zębów największemu z nich. Przepraszam, poprawię tylko synchronizację głosu z ruchem warg. Chwileczkę... Gotowe! No więc na czym skończyliśmy? Och, widzimy właśnie, jak pięść naszego bohatera kończy niezdarny zamach na twarzy znienawidzonego wroga. To pierwszy i ostatni cios, jaki komukolwiek zadaje, więc przypatrzcie się dobrze. A wszystko dlatego, że świadkiem tej sceny jest również Ona.
Sam jest najbardziej zaskoczony tym chwilowym tryumfem. Proponuję jednak, aby w tym momencie opuścić litościwie zasłonę. Zdradzę tylko, że nie wyszedł mu ten incydent na dobre...
Po prawej stronie mijamy właśnie scenkę, której moim skromnym zdaniem można by tutaj nie zamieszczać, jednak nie ja o tym decyduję. Nasz bohater podejmuje w niej decyzję, że chce zostać sam, podczas gdy jego rodzice przenoszą się do innej bajki, a rozłąkę wynagradzają mu zaufaniem i prezentami. Czy czuje się poszkodowany? Trudno to ocenić, przecież nic nie mówi. Widzę, że Pan ziewa? Znudzony? Zaraz to się zmieni, ponieważ zbliżamy się, Drodzy Państwo, do mojego ulubionego fragmentu.
Oto roztacza się przed nami pełna dramatyzmu odsłona, w której główna postać naszej opowieści dowiaduje się, że ta, która dawała mu najwięcej uczuć i zdawała się jako jedyna rozumieć, już nigdy go nie przytuli (zawsze tylko udawał, że tego nie lubi). Długo się nad tym zastanawiałem, ale to chyba najdotkliwszy cios, jaki został mu zadany. Przez kogo? No właśnie, w tym przypadku trudno mu to sprecyzować. Mściwy Bóg? Ślepy los? Czcze gadanie. Przecież Boga nie ma, a arkanów fatalizmu jeszcze nie zgłębił. Z braku widzialnego przeciwnika nasz bohater kieruje swoją agresję do środka. To dla niego doświadczenie nie nowe, ale tym razem przez swą wyjątkową intensywność bardzo ciekawe. Po kilku tygodniach rozpaczy, kiedy myślami już dosięga krawędzi czarnej dziury, postanawia nagle, że już więcej nie zapłacze i raczej udaje mu się dotrzymywać danego sobie słowa. Martwi go tylko to, iż podobno bliscy zmarli przychodzą czasem po śmierci, żeby powiedzieć coś ważnego, albo tylko z nami pobyć. Powtarza więc w myślach jak mantrę prośbę, krzyk "Nie odwiedzaj mnie, nie chcę cię więcej widzieć!". Najwyraźniej to pomaga, gdyż ona się nie pojawia. Uprzedzę fakty - jakiś czas później zapomina nawet, jak wyglądała. Zaczyna sobie natomiast wyobrażać, jak sam obnaża związane i przerażone dziewice i to przynosi mu przynajmniej chwilową ulgę.
Nasz bohater wychyla się ostrożnie ze swej skorupy. Po lewej widzimy niemrawe próby zaistnienia. Kończą się, niestety, niepowodzeniem, gdyż wymagałoby to od niego pozbycia się resztek pancerza. Decyduje więc teraz umrzeć dla świata i przestaje dostarczać sobie energii. Jak to się fachowo nazywa? Czy mamy wśród nas lekarza? Proszę więc Panią o podpowiedź. O właśnie, anoreksja, uciekło mi to słowo. Tymczasem nikt zdaje się tego nie dostrzegać, ale ta obojętność jest mu jak najbardziej na rękę. Przywdziewa maskę cynizmu, zatapia się w świecie mrocznej muzyki oraz sztuki na granicy obłędu.
A teraz Wasz narrator i uniżony sługa pragnie zwrócić Waszą uwagę na z pozoru nieistotny fakt, który zaważy na życiu bohatera spektaklu. Przypatrzcie się tej kobiecie-dziewczynce, która w bezpretensjonalny sposób siedzi z podkurczonymi nogami na fotelu. Zawadiacko rozczochrana, śmieje się patrząc mu odważnie w oczy. Czy już w tym momencie przeczuwają przyszłość? Spójrzcie, jak chwilę potem krążą wokół siebie, obwąchując się jak psy. Ach, zdobył się na dotyk, ledwo przypadkowe muśnięcie o sile rozbłysku na słońcu. Zupełnie nowe doznania, jakich doświadczył tej nocy uświadomiły mu, jak bardzo jest bezradny. Miał jednak absolutną pewność, że już nie wróci. I jeszcze jedno, Drodzy Widzowie. Pierwszy raz poczuł się za kogoś odpowiedzialny. Jak myślicie, poniesie ten ciężar przez kolejne rozdziały naszego spektaklu? Przekonamy się niebawem, a na razie zapraszam Państwa na mały poczęstunek. Do wyboru kawa lub herbata i słone paluszki.
I już szybciutko zajmujemy miejsca, bo czas jest nieubłagany. Mam nadzieję, iż nie ma wśród nas dzieci? Na afiszu zaznaczono wyraźnie: "Wstęp tylko dla widzów dorosłych". Rozpoczyna się zmysłowe misterium. Poznają nawzajem swe ciała, uczą się siebie wzajemnie. Dotyk, smak, zapach. Gra, radość, podniecenie, bicie serca, spełnienie.
On lubi patrzeć. Ona bawi się, czyta, je, przelewa siebie na płótno, poświęcając się każdej czynności bez żadnych kompromisów. Uczy się tego od niej, choć od początku z wielkim trudem.
Ona jest w pełni we wszystkim. Często zasypia rozluźniona i zatopiona w niego. On zdrętwiały w ekstremalnie niewygodnej pozycji, boi się poruszyć, by jej nie obudzić, by przedłużyć tą chwilę w nieskończoność. Dostosowuje swój oddech do rytmu jej oddechu. Patrzy. Cieszy się dotykiem jej ciała, spokojem w jej zaufaniu, przynajmniej na trochę, na kilka godzin snu. Nie chce jej spłoszyć, nie chce przestraszyć dzikiego zwierzątka, które w niej drzemie.
W końcu obserwujemy, jak zacieśniają się i plączą. To już nie zabawa i obydwoje wiedzą o tym doskonale. Jemu, o ironio, przychodzi to z łatwością, ona walczy, czuje, iż zagrożone jest jej organiczne poczucie niezależności i buntuje się wobec takiego stanu rzeczy. Odchodzi, powraca, by znów próbować ucieczki, ale wygląda na to, że jest już zmęczona podróżą. Daje się uwieść oddaniu, urzeka ją jego ufność i wytrwałość psa pociągowego.
Spójrzcie dalej, o tutaj. Dwie małe, bezbronne istoty, które wywołują chaos, a potem wprowadzają nowy porządek. Nasz bohater jest już nie tylko dla niej, ona nie cała dla niego. Czy dostosują się do tej niezwykłej sytuacji? Wkrótce się dowiemy. A tymczasem zbliżamy się do głównej areny, a zarazem, niestety, do końca przedstawienia.
Wielkie plany i małe realizacje. Prozaicznie, nudno. Tysiące drobiazgów, które podcinają skrzydła. Słucham? Widzę, że kiwa Pan głową. Państwo też to znacie?
Oddalają się od siebie w codzienność. Ona ucieka w wirtualny świat pragnień, jego myśli krążą wokół nigdy niezrealizowanych fantazji, do których bał się nawet komukolwiek przyznać. Szepnę tylko, że to już nie niewinne wyobrażenia, jakie pomagały mu wyładowywać w dzieciństwie skumulowane emocje.
A teraz spójrzcie na tego nieszczęśnika, jak się wije, jak skowyczy. Ale zaraz? Cóż to za szpikulec tkwi w jego zranionej samczej ambicji? Czyżby po raz kolejny dano mu do zrozumienia, że jest zupełnie zwykły, że są od niego lepsi? A może myślał, iż, przepraszam za kolokwializm, ujdzie mu na sucho tolerowanie dla świętego spokoju rzeczy, których udawał, że nie zauważa? Obrzydliwy widok, prawda, Moi Państwo? Zrobiło się pani niedobrze? Proszę skorzystać z woreczka, jest w schowku obok fotela.
No i w końcu nadszedł czas na nasz finałowy quiz. Ten motyl, który trzepocze skrzydełkami, zamknięty w złotej klatce. Czy pozwoli mu uciec? Czy przywróci mu wolność? Usłyszał kiedyś, w dzieciństwie, że na skrzydełkach tych stworzeń jest malutka plamka pyłku, taka prawie niewidoczna. Wystarczy zetrzeć ją palcem, a motyl nigdy więcej nie wzbije się w powietrze.
"Zetrzyj! Zetrzyj!" - skanduje prawa strona widowni. "Nieee!!!" - krzyczą obrońcy przyrody, potrząsając kwietnymi transparentami. Czas na wybór. Przypominam: w rękach macie urządzenia do głosowania, czerwony przycisk - TAK, guzik niebieski - NIE. Zwycięzca zgarnia wszystko, więc zachęcam do gry.
boris