Noc, jedna z tysiąca.
Duszno, lekko zmącone skrzydłami wentylatora, który leniwie mieli zastygłe w prawie bezruchu powietrze. Na parapecie okna róża w butelce po winie, niedopałek papierosa poplamiony burgundową szminką, a obok wymięte kartki rękopisu jej nowej powieści, którą zapewne da mi wkrótce rozdziewiczyć. Brzęczący neon na zewnątrz zabarwia półmrok pokoju na zielono, czerwono, niebiesko w pięciosekundowych cyklach.
Leży na boku, wzrok przesuwam wzdłuż jej 90-60-90, zatrzymując się na dłużej gdzieś pomiędzy 60 a dolnym 90, gdy ona tymczasem z lekko drwiącym uśmiechem ocenia moje rosnące podniecenie, sącząc przy tym czerwone wytrawne z długiego kieliszka.
Po co tracić czas? I tak wiadomo, jaki będzie finał. Konwenanse poszły w kąt, dawno już przeszliśmy etap gierek wstępnych. Znamy się w najdrobniejszych szczegółach. Marzenia, obawy, miesięce, lata, rozmowy, wspólne śniadania, radości, łzy i kolacje. A w końcu nic tak nie łączy i wyzwala, jak o włos bliskość śmierci. Nie musimy już przybierać póz, grać przed sobą męczących ról.
Już nie zakochanie, ale czy jeszcze miłość? "Kocham Cię" jak dla mnie zbyt banalne. Ja wiem, ona wie, że to coś więcej, trudno nazywalne i niesprezyzowane, ale wręcz fizycznie obecne. Przy tym, albo może pomimo tego pragnę ją i pożądam z dnia na dzień coraz bardziej. Pieprzyk na spojeniu jej lewego uda. Figlarna, trochę zmęczona szaro-zieleń oczu. Słodko ostry smak cipki.
Podchodzę do materaca i przyklękam przy jej głowie. Wiem, że tego właśnie chce. Łapie moje uda i przyciąga do swoich ust. Obejmuje łapczywie wargami mojego sztywnego kutasa i zmusza, bym ją w ten sposób pieprzył. Czuję, że jeśli zaraz nie skończy, wytrysnę do jej gardła. Nie chcę tego, więc odsuwam się mimo jej protestów. Teraz nasze języki splatają się w namiętności, rozmazuję pocałunkami szminkę na jej twarzy. Schodzę niżej, pieszcząc jędrne piersi ze sterczącymi coraz bardziej sutkami. "Zerżnij mnie" dyszy i wygina ciało w łuk, podając mi do wilizania spocone biodra. Potem opada na plecy, a ja rozchylam szeroko jej zgrabne, bosko długie nogi i zanurzam język w rozwartej cipce. Obracam nim coraz szybciej i szybciej, koniuszkiem drażniąc od czasu do czasu łechtaczkę i kąsając ją delikatnie. Potem długimi chłepnięciami jak pies wypijam jej soki, wylizując dokładnie obydwie dziurki i wewnętrzną stronę ud. Czuję, jak drży, jak się pręży, poddaje. Znam dobrze jej ciało, bezbłędnie odgaduję pragnienia. Nie pozwalam jej dojść, choć napiera na mnie z całej siły, domagając się pieszczot. Daję jej delikatnego klapsa w pośladek, a potem zakładam sobie jej nogi na ramiona i wchodzę w nią jednym posywistym i głębokim pchnięciem. Jęczy moje imię do wtóru mokrych, miarowych plaśnięć zderzających się podbrzuszy. Perlisty pot na skórze, powietrze przesycone zapachem podniecenia. Krzyczy głośno i tryska na mnie sokami, chwilę później spuszczam się na jej brzuch i pupę całą zawartością nabrzmiałych jąder.
Potem leżymy długo splątani ze sobą, wplątani w siebie. Spełnieni zasypiamy w uścisku. Zielone. Czerwone. Niebieskie.
Leży na boku, wzrok przesuwam wzdłuż jej 90-60-90, zatrzymując się na dłużej gdzieś pomiędzy 60 a dolnym 90, gdy ona tymczasem z lekko drwiącym uśmiechem ocenia moje rosnące podniecenie, sącząc przy tym czerwone wytrawne z długiego kieliszka.
Po co tracić czas? I tak wiadomo, jaki będzie finał. Konwenanse poszły w kąt, dawno już przeszliśmy etap gierek wstępnych. Znamy się w najdrobniejszych szczegółach. Marzenia, obawy, miesięce, lata, rozmowy, wspólne śniadania, radości, łzy i kolacje. A w końcu nic tak nie łączy i wyzwala, jak o włos bliskość śmierci. Nie musimy już przybierać póz, grać przed sobą męczących ról.
Już nie zakochanie, ale czy jeszcze miłość? "Kocham Cię" jak dla mnie zbyt banalne. Ja wiem, ona wie, że to coś więcej, trudno nazywalne i niesprezyzowane, ale wręcz fizycznie obecne. Przy tym, albo może pomimo tego pragnę ją i pożądam z dnia na dzień coraz bardziej. Pieprzyk na spojeniu jej lewego uda. Figlarna, trochę zmęczona szaro-zieleń oczu. Słodko ostry smak cipki.
Podchodzę do materaca i przyklękam przy jej głowie. Wiem, że tego właśnie chce. Łapie moje uda i przyciąga do swoich ust. Obejmuje łapczywie wargami mojego sztywnego kutasa i zmusza, bym ją w ten sposób pieprzył. Czuję, że jeśli zaraz nie skończy, wytrysnę do jej gardła. Nie chcę tego, więc odsuwam się mimo jej protestów. Teraz nasze języki splatają się w namiętności, rozmazuję pocałunkami szminkę na jej twarzy. Schodzę niżej, pieszcząc jędrne piersi ze sterczącymi coraz bardziej sutkami. "Zerżnij mnie" dyszy i wygina ciało w łuk, podając mi do wilizania spocone biodra. Potem opada na plecy, a ja rozchylam szeroko jej zgrabne, bosko długie nogi i zanurzam język w rozwartej cipce. Obracam nim coraz szybciej i szybciej, koniuszkiem drażniąc od czasu do czasu łechtaczkę i kąsając ją delikatnie. Potem długimi chłepnięciami jak pies wypijam jej soki, wylizując dokładnie obydwie dziurki i wewnętrzną stronę ud. Czuję, jak drży, jak się pręży, poddaje. Znam dobrze jej ciało, bezbłędnie odgaduję pragnienia. Nie pozwalam jej dojść, choć napiera na mnie z całej siły, domagając się pieszczot. Daję jej delikatnego klapsa w pośladek, a potem zakładam sobie jej nogi na ramiona i wchodzę w nią jednym posywistym i głębokim pchnięciem. Jęczy moje imię do wtóru mokrych, miarowych plaśnięć zderzających się podbrzuszy. Perlisty pot na skórze, powietrze przesycone zapachem podniecenia. Krzyczy głośno i tryska na mnie sokami, chwilę później spuszczam się na jej brzuch i pupę całą zawartością nabrzmiałych jąder.
Potem leżymy długo splątani ze sobą, wplątani w siebie. Spełnieni zasypiamy w uścisku. Zielone. Czerwone. Niebieskie.
boris