Wypasiona sucz jeździ autobusem
Rude, ciemne włosy ma długie za ramiona i futerko zupełnie nieprzyzwoite z lisów srebrnych, co gatunkiem są chronionym. Torebka na ramieniu też niczego sobie. Ta sucz nieprzeciętnie wymalowana właśnie wsiada do autobusu. Jadę razem z nią kilka przystanków i myślę cóż ona na co dzień porabia? Wyobrażam sobie jak w samych pończochach i gorsecie smaży w swojej kuchni kotlety dla rodziny, a wieczorami męża zabawia kręcąc esy-floresy zacnym tyłkiem. Potem okrakiem na niego siada i stęka mu dźwięki by go podniecić do granic wytzymałości. Spełnia zachcianki swego samczyka i w divę zamienia się dla niego. A rano do pracy na autobus szybko biegnie, by znowu wieczorem być użytecznie potrzebną. Czy ma jakieś inne niż seksualne potrzreby? Czy on ją do opery lub teatru kiedyś zbierze? Czy spędzą wieczór przemiły, czy tylko ją dyma codziennie i regularnie? Tak sobie sucz żyje z dala od ludzkich problemów. Sądzi, że kiedy żonkoś ją zerżnie porządnie, kocha ją szczerze i ciało docenia. A ja sobie myślę, że suczy tej kiedyś zabraknie miłości i w kuchni co tak pięknie się prezentuje, wysmaży kotlety z penisa mężusia lub z jego dupendży. I zasiądzie smacznie zajadając. I wspomni rżnięcia co były namiętne. Lecz później jej smutno się zrobi, że już się nie powtórzą więc zatęskni i dupę nadstawi temu, kto ją zechce w tej chwili. A kiedy się zaspokoi znów będzie wysmażać porcje kotletów dla nowo stworzonej rodziny. Tak oto sucz swą miłość rozdaje na lewo i prawo, nie myśląc w ogóle o sobie. Jest doceniana przez większość sąsiadujących z nią suczy dlatego nie tęskni za niczym więcej. I chociaż przez moment zrobiło mi się smutno z tego powodu, to jednak nie zamierzam jej współczuć, może z wyrachowania, a może z przyzwoitości.