Nusomia

Nusomia.
Stanęłam przy lustrze, przytknęłam głowę do jego zimnej tafli i czekałam. Oddychałam spokojnie jak nigdy dotąd, bo było mi dobrze z tym obrazem po drugiej stronie. Czekałam, aż ono zaprosi mnie do środka, do wewnątrz. Stałam i patrzyłam z miną zbitej kotki, układając usteczka chętne do pocałunku. Czekałam na to, co się wydarzy.....
Po chwili lustro lekko, płynnie rozchyliło swoją taflę, i mogłam zobaczyć wewnątrz pokój. O dziwo, był to ten sam pokój, w którym stałam lecz zapach, który tam się unosił był inny. Weszłam do niego, a w środku było bardzo chłodno. Był tam stolik i moja magiczna butelka, napełniająca się starym winem zawsze bez końca. Zapach przypominał starą kamienicę, gdzie koty sikały swoim moczem po kątach i mieszał się ze stęchlizną starych, spróchniałych mebli. Kurz pokrywał szafki i półki. Na ścianie była ich ponad setka, stare woluminy, oprawione w skórę. W pokoju panował spokój, wręcz absolutna cisza. Usiadłam w fotelu i zapaliłam papierosa skręconego z tytoniu o zapachu czereśni. Poczęstowałam się winem i zaczęłam marzyć. Wino rozkołysało moje myśli, które swobodnie poszybowały w dal. Nagle do pokoju wleciał wielki, przeogromny motyl, o turkusowo- granatowych skrzydłach. Trzepotał szybciutko i fruwał lekko zmieszany całą sytuacją. Potem się uspokoił i przysiadł na oparciu mojego fotela. Odwrócił do mnie swoją małą główkę i spojrzał w moją stronę prześlicznymi i wielobarwnymi oczyma. Jesteś spadkobierczynią Nusomi, szepnął do mnie. Ja? - zachichotałam, a kim ja jestem? Tak, ty, moja mała księżniczko. Przysłali mnie tutaj monarchowie odwiecznego kraju, pustynnego i dostępnego tylko dla wybranych. To Nusomia, nie pytaj gdzie się znajduje, znajdziesz ją bez problemu, dojdziesz do niej już niedługo.... zatrzepotał i odleciał przez okno, które zatrzasnęło się samo wydając dziwny jęk ale nie huk. Teraz, kiedy byłam lekko podchmielona, zapragnęłam większej przygody, ale nogi chwiały się i były tak miękkie, że nie unosiły mnie już i odmawiały posłuszeństwa. Dlatego, jedyną myślą jaka przyszła mi do głowy to moc zamienienia się w ptaka, bym mogła odfrunąć do krainy dla mnie przeznaczonej. Na stoliku oprócz butelki leżała mała puderniczka, w której znalazłam małe drobne kuleczki. Na etykiecie widniał napis: tylko jedna dziennie! Połknęłam ja chętnie, wierząc, że zamieni mnie w ptaka i odfrunę w poszukiwaniu Nusomi. Tak też się stało, z rąk zaczęły mi wyrastać pióra, gęsto pokrywając je całe. Nogi skurczyły się i podwinęły. Mój tułów zeszczuplał prawie do rozmiarów osy. Jedna myśl wystarczyła bym wzbiła się w przestworza, szybko pokonując bariery w pokoju i uciekając z niego przez okno. Leciałam bardzo szybko, prądy powietrzne unosiły mnie lekko a wiatr, mój sprzymierzeniec, kołysał mnie i dopomagał w locie. Było mi ciepło i błogo, pomimo wiatru i prędkości z jaką leciałam, nie znając kierunku. Ile czasu minęło też nie pamiętam, bo szczerze mówiąc nie czas tu był najważniejszy, a moje szybowanie w przestworzach i radość jaka z tego wynikała. Wreszcie zwolniłam tępa i sfrunęłam nad wielkie jezioro, przysiąść na gałęziach jednego z drzew pomarańczy, co tworzyły swoisty ogród nad taflą wielkiej wody. Zapach w nozdrzach roztaczał swoje fluidy tak, że przypomniałam sobie kołysankę z dzieciństwa, którą śpiewała mi mama. Jesteś moim małym aniołeczkiem, kiedyś razem odfruniemy w siną dal… . Zaczęłam kołysać się i otrzepywać piórka, do czasu kiedy pospadały ze mnie całe. Nogi i tułów powróciły znów na swoje miejsce, a ja odzyskawszy władzę nad nimi mogłam teraz wyruszyć na zbadanie nowej krainy w której się znalazłam: Nusomi.