Stara lwica.
Za domem, na plantacji z drzewami kokosowymi, przyczajona i obdarta z lat swej młodości siedziała stara lwica. Jej wychudłe ciało, skóra, na której futro spopielało i wytarło się w wielu miejscach, nie wzbudzało już w nikim tego szacunku, co dawniej. Zęby, pożółkłe i wyłamane w wielu miejscach, przypominały złamane dłuto. Jedyną radością starego zwierzęcia był zapach stęchłego mięsa i wygrzewanie się w słońcu. Grzała tak swoje ciało całymi dniami w świetle promieni słonecznych, które łaskawie okalały dolinę kokosowych drzew. Wieczorami schodziła lekko w dół do wodopoju i chłeptała łapczywie wodę. Nikt jej nie atakował. Cieszyła się wśród mieszkańców zasłużoną pozycją. Urodziła przez te lata z tuzin małych lwiątek i wychowała je na porządnych łowców, co polują z dzikością i namiętnością swych instynktów. Była z nich dumna, patrzyła czasami swymi lekko już ślepymi oczyma jak przebiegają z łapczywością za gazelami. Węch nigdy ją nie mylił, poznawała po zapachu swoje dzieci i doskonale wiedziała, które z nich właśnie podąża na łowy, nawet jeśli zapach dochodził z odległego krańca przestrzeni wokół niej. Drzewa kokosowe niosły ten zapach specjalnie dla niej, jakby w podziękowaniu za raczenie ich widokami przez tyle lat. Wdzięku i mocy, radości z całodziennych polowań nie zapomniała nigdy. Pewnego popołudnia Stara Lwica poczuła, ze przyszedł czas ostatecznego zaprzestania walki. Ona, ze swoją mądrością i obeznaniem życiowych instynktów, wiedziała dobrze, że zbliża się do niej duch śmierci. Chciała go przywitać w iście królewski sposób. Bez najmniejszych oporów pożegnała kokosową dolinę i wyruszyła na północ w góry Skalistych Krawędzi. Droga przed nią była uciążliwa, ale ona była gotowa stoczyć swoją ostatnią i najważniejsza walkę. Przez całe swoje długie lwie życie walczyła wiele razy nawet o honor rodziny, o mięso potrzebne dla jej dzieci i o terytorium potrzebne do rozwoju. Była dzielna i sprawiedliwa, uczyła także tego swoje małe lwiątka wiedząc, ze kiedy dorosną staną się cenionymi łowcami, dbającymi o swoje stada. Uczyła ich, jak wybierać gazele, słabe, które i tak nie przeżyją trudów dnia następnego, a jednocześnie na tyle zdrowe, by były smacznym kąskiem. Ta mądrość, dziedziczona z pokolenia na pokolenie, dawała gatunkowi lwiemu siłę i moc w panowaniu nad innymi gatunkami. Lwica przeciągnęła się i ostatni raz spojrzała na miejsce swej młodości. Teraz lekkim i niespiesznym krokiem, słuchając szumu liści i szeptu traw, szła w kierunku swojej śmierci. Była przygotowana. Zjadła ostatnie kęsy mięsa i napiła się sporej ilości wody, by zrobić wystarczający zapas na podróż. Wysoko w górach znajdzie odpowiednie miejsce, jest tego pewna. Tam położy swoją lwią głowę na pachnących kwiatach i zaczerpnie żywiczego powietrza drzew. Wyda ostatni ryk, a potem mrucząc piosenki śpiewane swoim małym lwiątkom gdy kołysała ich do snu, zaśnie. Spać będzie długie lata, lecz jej ciało nie przemieni się w nicość. W ostatecznej przemianie uniesie ją lwia dusza i zamieni się w olbrzymiego jastrzębia, który z naturalną lekkością wzbije się w powietrze i będzie panował nad górskimi szczytami. Tak oto zapisano w księdze szczęśliwości kręgu życia i śmierci. Wierząc w to Stara Lwica z godnością przyjmuje akt śmierci. Jest jej darowane przez cykle przemian królewskich panować na zawsze. Bo bycie królową to wieczna potęga. Tego się nie zatraca. W królestwie zwierząt nie ma możliwości detronizacji władców. Raz darowane panowanie jest władzą absolutną, której nie sposób obalić czy zniszczyć. Na tym polega wielkość tego świata, gdzie przemoc jest uświęcona odwiecznym prawem instynktu. Instynktu, który umożliwia życie i daje poczucie wszechobecnego prawa natury.