Opowiadanie dalej….
Dłużej nie mogła znieść jego oddechu. Jego spojrzeń natury uwodzicielskiego samca. Tych jego androgenów śmierdzących na kilometr. Ten stęchły zapach czuła na każdej części swojego ciała. Spod jego pachwin, włosów wydzierał ten sam smród starego ramola po czterdziestce, dobrze po. Chciało jej się rzygać za każdym razem, kiedy kładł się na niej, i czuła odrazę, kiedy wsuwał swojego penisa w jej krocze.
Nie mogła wytrzymać codziennych dotyków z erotycznymi podtekstami. Co rano budząc się obok niego lub nawet, jeśli go nie było musiała od razu iść do łazienki i spędzić tam ponad godzinę na wymiotach. Jej gardło czasem opuchnięte od zadrapań palców wkładanych na siłę piekło ją prawie już nigdy się nie gojąc. Kiedy tego nie robiła puchła. Patrzyła w lustro i widziała napęczniałe, obleśne mięso, które chciała zniszczyć, czym prędzej, okaleczyć. Za każdym razem w ciężkich chwilach depresji, kiedy była bez leków przyrzekała sobie, że teraz właśnie nadszedł moment, aby ze sobą skończyć. Nie starczało jej odwagi na czyn ostateczny.
Znalazła, więc sposób na wyniszczenie siebie i swojego życia. Oprócz papierosów, alkoholu i nadmiernych jego ilości, kokainy i antydepresantów wymyśliła sobie grę. Grę z własną śmiercią. Kładła się do łóżka i wyobrażała sobie, że jest martwa, że przechodzi na drugą stronę na stronę niebytu. Robiła taki trenning autogenny, polegający na wyobrażaniu sobie własnej śmierci.Co tydzień w sobotę chodziła do klubu, ubierając swoje najbardziej seksualne i wyuzdane ciuchy, tańczyła ze swoimi nowo poznanymi przyjaciółmi. Zabawa polegała na tym, że osoby zainteresowane wspólnym seksem, tańczyły w kole. W środku zawsze tańczyła Lady Su. Wybierała sobie jednego albo dwóch partnerów, czasem kobietę i szła z nimi do pokoiku na górze, gdzie było wielkie łóżko z szerokim materacem. Tam robiła striptis podkręcając atmosferę jeszcze mocniej, a potem pozwalała się rżnąć do upadłego. Te sesje trwały miesiące. On o nich nie wiedział. To była jej tajemnica i radosne chwile ekstatycznego zapomnienia. Za każdym razem przeżywała stany ekstazy tego mechanicznego zbliżenia kończące się drastycznym odwodnieniem i eksploracją jej ciała.
Z Nim chwile zbliżeń wyglądały podobnie. Jednak On po każdym odbytym stosunku wyglądał na zrelaksowanego i odprężonego samca, którego upoiła wspólna rozkosz. Ona doznawała pustki i bólu. Odwracała się w drugą stronę, żeby nie widział łez, których nie mogła już opanować. Łkała po cichu, niejako wpychając krople do środka. Czasem dławiła się od płaczu, ale wszystko robiła cicho i bezgłośnie. Nauczono ją nie okazywać cierpienia. Było dla niej wstydem pozwalać sobie na te chwile słabości. Rano wstawała, brała ciepłą kąpiel i robiła perfekcyjny makijaż. Pod nim ukrywała wydarzenia dnia poprzedniego.
Pewnego dnia, kiedy wyjechała swoim Alfa na zakupy, zamiast skręcić w ulicę prowadzącą do mini marketu, pojechała w zupełnie przeciwną stronę. Wyjechała z miasta i znalazła się na drodze wylotowej w stronę autostrady….
Dodawała cały czas gazu, jakby jej noga sama została uwięziona na pedale przyspieszenia. Właśnie przekroczyła 130 km. / na godzinę.
Szyby w aucie wydawały się trzeszczeć od prędkości. Małe muszki rozbijały się na przedniej szybie. Pędziła przed siebie czując powiew zbliżającej się śmierci. Chciała spowodować poślizg taki może kontrolowany, ciekawiło ją czy da radę zapanować na tą rozpędzoną maszyną.
Zapomniała gdzie jest i dokąd wyjechała. Nagle ot tak po prostu usłyszała śmiech dzieci, niepokojący, głośny, wibrujący w całej przestrzeni. Odwróciła wzrok, bo była przekonana, że są na tylnych siedzeniach. Zobaczyła małe główki o bladych obliczach i kruczoczarnych włosach, z lekko skośnymi oczami. Twarze tych małych stworzeń wykrzywiały usta i śmiały się pokazują pożółkłe zęby, jakby spaliły tysiące nikotynowych gum do żucia. Jedno z dzieci wyciągnęło do niej rączkę i wyszeptało piskliwie: mamo, mamusiu….. Dziecku wrzynał się mocno zapięty pas bezpieczeństwa w sam środek szyi. Kwiliło jak mały zraniony kotek.
Gdzieś głęboko w jej resztkach zdroworozsądkowej jaźni zdawała sobie sprawę, że to tylko zjawy, ale wizja była tak esencjonalnie realna i cielesna, że pragnęła pomóc temu biednemu stworzonku. Odwróciła się mocniej do tyłu i noga obsunęła się z gazu na sprzęgło. Jedną ręką trzymała za kierownicę, ale przy tej prędkości nie była już w stanie opanować poślizgu…
Koziołkowała parę razy…
Cdn…

Popularne posty