Marionetki.
Chciałam zostać twoją marionetką. W twoich rękach schować się, byś był moim władcą z krainy High Lifu. Małą księżniczką z bladym obliczem i czerwonymi jak krew boga ustami wykrzywionymi do pocałunków. Ze sprośnie skrojoną sukienką podwinięta, z fałdkami i plisami na przemian. A pantofelki z koziej skórki, lekko zdarte na paluszkach. Ja posępnie niedostępna, ty daleki i spokojny. Pozaczepiasz mi te sznurki na patyczki i poruszysz moje serce. W motylową radość się zamienię. W jasne i frywolne zabawię się spojrzenia.
Wszystko razem będziemy robić, nawet, kiedy w ubi siedziałbyś na dłużej, zawsze miałbyś mnie przy sobie, w nocy, wieczór i nad ranem. Właśnie nigdy bym nie chciała odejść, a tym bardziej zgubić się na zawsze. Twoja kreacja będzie moją. Ty mnie stworzysz od początku. Mój maestro! Tobie zaufam. Będę laleczką na wygnaniu, lecz tylko przez czas jakiś, bo gdy przypomnisz sobie nasze wspólne chwile i obudzą się wspomnienia, zatańczymy razem taniec przy muzyce ze starej płyty. I zatęsknisz…
Zasnął. A ja siedziałam cichutko oparta o stary kufer. Moje sznurki wszystkie poplątane, z napięć swoich się uwolniły. Ciężka od myślenia główka zsunęła się bezradnie na ramiona. Przymknęłam oczy i zaczęłam swój sen na jawie, sen, który nigdy się nie zakończy.
Widziałam ocean, ogromne masywy groźnej wody podnoszące się w górę niczym startujące samoloty i Jego jak biegł po piasku w swoim dziki szale. Jak uwolniony kruczo-licy koń, co w hiper radość wpadł? Rozwiane włosy, nagi tors, smukłe uda i boskie pośladki. Przekroczył już siebie i teraz jest wolnym spojrzeniem, radością samą w sobie zawartą. Nie jest niczyim niewolnikiem. Nawet dla mnie.
Tak z utęsknieniem chciałam za nim pobiec, lecz siły moje są jego siłami. A on o mnie zapomniał. W sercu zostawił mi ranę, co moją błękitna krew upuściła na ziemie i z kropel łez i z krwi delikatnie wysączyły się perły miłości, odbijając w swym blasku mój smutek.
Pozostawił mi tylko łaskawe spojrzenie na raz, a ja zblazowana od tej pory księżniczka już nigdy nie uporam się z własnymi kaprysami. Pod nosem mam muszki, przy oczach perełki, a moje humory kołyszą mnie do snu. No i jeszcze ten katar, wieczne kichanie, nieustanny krzyk o litość pogody. Rozbita, na milion kawałków składam jak puzzle siebie w całość. I tylko nie wiem czy poskładam je wszystkie. Czy nie zgubiłam po drodze jakiegoś elementu ważnego być może? Okaże się wtedy, że w miejscu gdzie miało być ucho jest pustka, lub tam gdzie były pośladki widnieje ma buźka. Tak bez mojego maestro, lalkarza spryciarza i kobieciarza jestem wybrakowaną zabawką w starej przechowalni zamkniętą. I tylko z innymi marionetkami, co porzucone są również mogę pomruczeć swoje piosenki, głupiej, naiwnej panienki.
Wszystko razem będziemy robić, nawet, kiedy w ubi siedziałbyś na dłużej, zawsze miałbyś mnie przy sobie, w nocy, wieczór i nad ranem. Właśnie nigdy bym nie chciała odejść, a tym bardziej zgubić się na zawsze. Twoja kreacja będzie moją. Ty mnie stworzysz od początku. Mój maestro! Tobie zaufam. Będę laleczką na wygnaniu, lecz tylko przez czas jakiś, bo gdy przypomnisz sobie nasze wspólne chwile i obudzą się wspomnienia, zatańczymy razem taniec przy muzyce ze starej płyty. I zatęsknisz…
Zasnął. A ja siedziałam cichutko oparta o stary kufer. Moje sznurki wszystkie poplątane, z napięć swoich się uwolniły. Ciężka od myślenia główka zsunęła się bezradnie na ramiona. Przymknęłam oczy i zaczęłam swój sen na jawie, sen, który nigdy się nie zakończy.
Widziałam ocean, ogromne masywy groźnej wody podnoszące się w górę niczym startujące samoloty i Jego jak biegł po piasku w swoim dziki szale. Jak uwolniony kruczo-licy koń, co w hiper radość wpadł? Rozwiane włosy, nagi tors, smukłe uda i boskie pośladki. Przekroczył już siebie i teraz jest wolnym spojrzeniem, radością samą w sobie zawartą. Nie jest niczyim niewolnikiem. Nawet dla mnie.
Tak z utęsknieniem chciałam za nim pobiec, lecz siły moje są jego siłami. A on o mnie zapomniał. W sercu zostawił mi ranę, co moją błękitna krew upuściła na ziemie i z kropel łez i z krwi delikatnie wysączyły się perły miłości, odbijając w swym blasku mój smutek.
Pozostawił mi tylko łaskawe spojrzenie na raz, a ja zblazowana od tej pory księżniczka już nigdy nie uporam się z własnymi kaprysami. Pod nosem mam muszki, przy oczach perełki, a moje humory kołyszą mnie do snu. No i jeszcze ten katar, wieczne kichanie, nieustanny krzyk o litość pogody. Rozbita, na milion kawałków składam jak puzzle siebie w całość. I tylko nie wiem czy poskładam je wszystkie. Czy nie zgubiłam po drodze jakiegoś elementu ważnego być może? Okaże się wtedy, że w miejscu gdzie miało być ucho jest pustka, lub tam gdzie były pośladki widnieje ma buźka. Tak bez mojego maestro, lalkarza spryciarza i kobieciarza jestem wybrakowaną zabawką w starej przechowalni zamkniętą. I tylko z innymi marionetkami, co porzucone są również mogę pomruczeć swoje piosenki, głupiej, naiwnej panienki.