opowiadanie - część 1.
Orchidea Story
„Myślę, Że uczestniczymy w czymś więcej niż tylko W obieraniu arbuza z pestek…”
Od pewnego czasu nie mogła znieść już męczącej ją samotności i ciszy. Dźwięki, jak kapelusze zakładane głęboko na uszy spadały jej z głowy i nie mogła pozbierać ich w całość. A on nie pisał i nie dzwonił. Fuckać go! - niech sobie żyje spokojnie gdzieś na południu... To tylko sprośny materialista. Ona była lekką dziwką o obyczajach panienki z burżuazyjnego domu, nie mniej, ni więcej tylko pokręconą i naiwną jak na swój wiek. On po prostu zwykły facet o niewygórowanych potrzebach, zarabiający na utrzymanie jako barman w małej knajpce na rogu ulicy, nienależącej nawet nie do niego tylko do jakiegoś Araba z Maroka. Moglibyśmy się nigdy nie spotkać, a jednak… Nie będę ci wykładać koleżko niczego, po prostu uwierz, to jest Orchidea Story. Opowieść o mnie i o tobie, mogłaby być właśnie taka: lekka i niezobowiązująca, bezkompromisowa i jednorazowa.
No dobra, a co ona nosi pod tymi pończochami? - zastanawiał się nad tym, był ciekawski lub jak kto woli mesjański w swoim przewodzie... pod kroczem i nie tylko.
- ja bym stawiał na stringi.
- doprawdy? - nie, to zbyt banalne.
Jednorazowe spotkanie, gdzieś pomiędzy jawą a snem, dniem i nocą, lewą a prawą stroną tego nie wyjaśni.
Zapowiada się długi weekend u mamusi - skwitował.
Kobieta to samo profanum, w tym jej gąszczu na dole można się pogubić, zapomnieć, dać się złapać jak w kleszcze. Mężczyzna jest sacrum poniżej pasa, chroni te swoje klejnoty, jak rodowe dobra, do przekazania w daleką futurystyczną podróż zwaną życiem. To dlatego, kobiety łatwiej zostają dziwkami - myślał o nich tylko w tej kategorii.
Miała już widocznego wąsa pod nosem, chociaż jej młody wiek był atutem, no i ten poziom testosteronu, nieliczny u nielicznych sucz, o wyrafinowanych potrzebach. Najlepszą tajemnicę skrywała jednak pod spódnicą, i to wcale nie w okolicach majtek. Jak to zawsze bywa z takimi kobietami, nie do końca zdawała sobie sprawę ze swojej atrakcyjności seksualnej, a on bezczelnie to wykorzystywał, z dnia na dzień zaspokajając swój perwersyjny umysł. Nie interesowało go spełnianie jej zachcianek, to ona miała mu ulegać i dawać przyjemność.
- Kupię ci dzisiaj na wieczór jakieś pończochy do tych czarnych szpilek na koturnie - powiedział do niej ubierając się do pracy.
- Mogą być w lamparcią skórkę, albo geparda – ha ha ha - zaśmiała się.
Myśląc o jej smukłych, sprężystych nogach wypił łyk kawy i wyszedł, bez pocałunku na do widzenia.
Orchidea to symbol miłości, piękna i wytwornej, powściągliwej elegancji.
Ona taką była na co dzień, w pracy, w szkole i na ulicy. W łóżku zamieniała się w dzikie zwierzątko, chętne coraz to nowych wrażeń, zachłanne na dotyk i czułość.
Z zamiarem opuszczenia spotkania biznesowego przed końcem wszedł dumnie i pewnie na salę. Kilka banalnych rozmów o strategii działania firmy na najbliższy miesiąc i miał wolne. Na kawie i lunchu ze znajomym w cafe-sun, rozmawiał beznamiętnym tonem, było za duszno na euforię i za wcześnie na wódkę.
Kiedy wrócił do pokoju ona spała. Zapalił papierosa w salonie, rajstopy w lamparcie ciapki położył jej na łóżku. Patrzył na jej równomierne oddechy stworzenia, które tak bardzo mu ufało, było silne i czuło się bezpiecznie w jego łóżku.
- Kup jedną butelkę wina więcej, ok? - będziemy przed 20-stą.
- Nie każ jej ubierać majtek - usłyszał głos w słuchawce.
- haha, dobrze, masz to jak w banku - Odłożył słuchawkę telefonu uśmiechając się sam do siebie.
*
Jestem już dobrze po czterdziestce – to okropnie nużące - zawyrokował.
Nie znajdując oparcia w żonie, ani w jej ciele, ani w duszy, postanowił znaleźć sobie obiekt do spełniania swoich mechanicznych zachcianek. Julietta była perfekcyjna, piękna, opanowana i chętna. To nie był jednak jego typ, ona nie umiała z łatwością przechodzić z roli dominującej kobiety w uległą, przestraszoną gąskę z szeroko rozstawionymi nogami w kuckach i ustach czekających na jego soki.
Porzucił ją kilka miesięcy później, wówczas spotykając się już ze starszą od siebie lady, z biznesowego kręgu znajomych.
Początkowo odgrywali role tylko znajomych z pracy, po kilku tygodniach jednak już nie ukrywali swojego związku. Spotykali się często. Przeważnie u niego, w sypialni paliły się lampiony i zapachowe świeczki. Trzeba przyznać, że potrafił szanować tą starszą o wiele lat od siebie, na oko około dziesięciu, uciekającą od męża finansisty, zagorzałego hobbysty wędkarza. Cóż z tego, był marnym kochankiem. Pieniądze to wszystko co mieli, ale nie układało im się w tak zwanym pożyciu. Spotkania z młodszym kochankiem dawały jej upust seksualnych fantazji i perwersji. Zakochała się i wreszcie była szczęśliwa. Tego oczekiwała przez całe życie, właśnie tego jednego, jej rozbudzona seksualność do granic wytrzymałości przeraziła go. Stchórzył jak nastolatek bojący się porażki. Porzucona kobieta staje się dla faceta tylko wspomnieniem, ona nie mogła na to pozwolić. Postanowiła wyjechać gdzieś odpocząć, zapomnieć o nim i o tym co się wydarzyło. Przeglądając katalogi biur podróży, w jednym z nich zobaczyła zdjęcie pięknego kwiatu – orchidei, symbolu kolorowego kraju jakim jest Tajlandia. Tak, to jest to! – wykupiła bilet na najbliższy lot i szybko spakowała tylko bagaż podręczny.
*Nie był zbyt długo z żadną kobietą, szybko podejmował nowe znajomości. Młode, rozchwiane emocjonalnie panienki na studiach, przeważnie humanistycznych. Znajome z biura, znajome znajomych, łatwe łupy. Jego potencja nie malała, a potrzeby rosły. Tak szybko jak je podrywał, tak zrywał. Był typem lowelasa, ale z kasą, laski na to leciały i on to wiedział. Żadna jak dotąd nie złamała mu serca, bo miał na to sposób. Zawsze kwitował te panienki jednym słowem: suki. I już, po wszystkim, jak trendy w modzie mediolańskiej, po prostu się zmieniają. Jedna rzecz mogła go przymusić do dłuższego związku: seks. Jeśli był udany w jego mniemaniu to ok, ale jeśli coś zaczynało napawać go poważną wątpliwością, czegoś kiepskiego i za mało pikantnego rezygnował z panny mówiąc jej: - szału nie ma kotku, takie życie. One nigdy się nie starały. On tego wymagał.
Tego wieczoru, nalewając drinka przypomniał sobie jednak o swojej starszej pani, która od dłuższego czasu była już nieobecna w jego świecie. O dziwo poczuł skrywana dotąd tęsknotę czy coś w tym rodzaju, uczucie lekko dyskomfortowe. Zadzwonił. Odezwała się jednak po czterech sygnałach sekretarka, prosząc o zostawienie wiadomości gdyż abonent jest niedostępny. Odwiesił połączenie.
Rankiem, gdzieś około godziny jedenastej schodząc do samochodu znalazł w swojej skrzynce pocztowej piękną widokówkę z Tajlandii – od niej. Widniały tam tylko trzy słowa: wal się dupku. W środku był też zasuszony kwiat – orchidea, lekko spłowiała jakby od słońca lub podróży. Styl nie pasował do jego starszej znajomej, jednak pismo tak, znał je dobrze z comiesięcznych raportów firmowych. Taki staromodny styl, ręczne zestawienia.
Pies sąsiada ujadał od godziny jak wściekły.
Spojrzał na zegarek, było w pół do dwunastej. Co to znaczy do cholery? – pomyślał. To było porządnie strzeżone osiedle, ze strażnikiem przy bramie i kamerami na każdym rogu budynku. Co tam mogło się zdarzyć? Ubrał szlafrok i kapcie, ziewając zszedł piętro niżej zobaczyć, co się dzieje.
Nic z tego, wszystkie okna, kotary, drzwi wejściowe i co tam jeszcze były pozaciągane, zamknięte i właściwie niczym nie zwierzały się przechodniom, a co dopiero sąsiadom. Wrócił do siebie, położył szlafrok na ramie łóżka i wsunął się pod kołdrę. Około trzeciej zadzwoniła jego komórka.
-Jesteś mi cholernie potrzebny, kochanie, przyjedź- wyszeptał glos po drugiej stronie. To była ona.
Zastanawia mnie jedna kwestia, czy faceci potrafią tak wrednie udawać stan zakochania, chyba nie. My kobiety to potrafimy, żeby osiągnąć coś więcej niż tylko śmieszne przeżywanie uczuć. Pewnego dnia, kiedy on zjawił się u mojego łóżka, ledwo wyczuwałam jego wstrętny zapach z ust i byłam podniecona. Miałam długie włosy, jak wtedy kiedy chodziłam do liceum. Zawsze umyte i pachnące. Perfumy w kwiatowej poświacie na sobie i lekka sukienkę w stylu jakimś tam. A on, właściwie w tej samej koszuli od tygodnia, boże nie chciałam myśleć o jego bieliźnie. Pamiętam też kiedy powiedziałam do niego:- pamiętać już zawsze będę twój zapach z tamtego dnia, tego na koszuli, podkreśliłam. Piżmo i maliny, albo lilie, ale wiem, znam go i właśnie teraz mi się przypomniał. Tak, tylko, że ja, kochanie …ja myślę o twoich sprośnie rozstawionych udach specjalnie dla mnie i o tym, że pod sukienką nie masz majtek. Taka by była jego odpowiedź, jak zawsze. Wiem to. Typom jego pokroju sie nie odmawia, w żadnym razie i dlatego czuję ten jego zapach na sobie do dzisiaj. Typowo męski, takiego nie używam, moje zawsze są kwiatowe i słodkie.
Tych kilka dni interesuje mnie i powiedz co się wydarzyło, dokładnie trzy z nich. Tylko to. (….)
Słońce ogrzewało ziemię i moje ciało, które leżało na piasku jak tłusta foka. Nie chciało mi się nawet krzyczeć, mruczeć, fukać, świstać i w istocie odpowiadało to moim uśpionym zmysłom. To już nie północ, to zasrane południe jak wybrzeże egipsko-syryjskie, pustelnia. Nie dam rady tego przetrzymać, tej suchości w moich trzewiach. I nie chcę już dłużej słyszeć trzaskania starych kości. Gdzie on jest do diabła? – myślałam tylko o tym jak go powrotem zdobyć. Przeciągnęłam się z dwa razy, ubrałam szlafrok i poszłam do łazienki. Po śniadaniu wsiadłam na moja starą holenderkę, damkę z koszyczkiem z przodu i pojechałam kupić kefir i bułki. My ludzie - myślałam jadąc ulicą, -wstydzimy się tylu rzeczy, własnego ciała, często własnych myśli, zachowań swoich lub innych, a potem gubimy się, kulimy sami w sobie i jesteśmy cholernie samotni, nieszczęśliwi.
Byłam już po śniadaniu i z zamiarem opuszczenia hotelu przed jedenastą wstałam i zapakowałam kilka rzeczy do torebki. Miałam plan miasta w ręku i wiedziałam co chcę dzisiaj zwiedzić i zobaczyć. Kiedy miałam już wychodzić z pokoju, zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałam jego głos. Namiętny jak nigdy dotąd, czuły i z nutą melancholii. Wiedział, że lubię kiedy facet okazuje takie emocje i gra wrażliwca. Usiadłam na łóżku, podkurczyłam nogi ubrane w beżowe leginsy. Jedwabna bluzka okalała moje piersi, a ja czułam jak moje sutki stają się krępująco twarde. Czułam jak rozpływam się w jego słowach. Z pokoju doleciał właśnie wtedy do mnie zapach orchidei, które dostałam od kierownika hotelu wczorajszego wieczoru na kolacji powitalnej, po przyjeździe. Zapach, lekko słodki i duszący, wdzierał się w moje nozdrza i łączył w jakiś magiczny sposób ze słowami, które słyszałam od niego w słuchawce. Serce biło mi coraz mocniej, i dalej już nic nie pamiętam. Zemdlałam. Ocknęłam się pięć minut później, w słuchawce telefonu pozostała głucha cisza.
Tego wieczora spałam na tabletkach, chcąc wymusić sen ponad wszystko. Tylko, że nie pamiętam co mi się śniło. Chyba on.
Zadziwiające, jak po latach zachowuje się nasza pamięć. Nie pamiętam nawet pierwszej litery jego imienia, a większość zdarzeń nie ma najmniejszego znaczenia na to co teraz ze mną się dzieje. Wszystkie te mroczne i emocjonalne chwile odeszły w zapomnienie. Na szczęście dla mnie.
Kiedy siedzę znowu na plaży, gdzieś na południu, myślę o tym, jak brakuje mi nie jego oddechu czy zapachu ale dotyku - mojego taty, lekkiego głaskania po policzku, oczu, które wyrażają zachwyt nad rozwijającym się kwiatem orchidei, jaką byłam jako mała dziewczynka. Czy to jest smutne? Może nie. To upływający czas, nie do zatrzymania.
C.D.N...
„Myślę, Że uczestniczymy w czymś więcej niż tylko W obieraniu arbuza z pestek…”
Od pewnego czasu nie mogła znieść już męczącej ją samotności i ciszy. Dźwięki, jak kapelusze zakładane głęboko na uszy spadały jej z głowy i nie mogła pozbierać ich w całość. A on nie pisał i nie dzwonił. Fuckać go! - niech sobie żyje spokojnie gdzieś na południu... To tylko sprośny materialista. Ona była lekką dziwką o obyczajach panienki z burżuazyjnego domu, nie mniej, ni więcej tylko pokręconą i naiwną jak na swój wiek. On po prostu zwykły facet o niewygórowanych potrzebach, zarabiający na utrzymanie jako barman w małej knajpce na rogu ulicy, nienależącej nawet nie do niego tylko do jakiegoś Araba z Maroka. Moglibyśmy się nigdy nie spotkać, a jednak… Nie będę ci wykładać koleżko niczego, po prostu uwierz, to jest Orchidea Story. Opowieść o mnie i o tobie, mogłaby być właśnie taka: lekka i niezobowiązująca, bezkompromisowa i jednorazowa.
No dobra, a co ona nosi pod tymi pończochami? - zastanawiał się nad tym, był ciekawski lub jak kto woli mesjański w swoim przewodzie... pod kroczem i nie tylko.
- ja bym stawiał na stringi.
- doprawdy? - nie, to zbyt banalne.
Jednorazowe spotkanie, gdzieś pomiędzy jawą a snem, dniem i nocą, lewą a prawą stroną tego nie wyjaśni.
Zapowiada się długi weekend u mamusi - skwitował.
Kobieta to samo profanum, w tym jej gąszczu na dole można się pogubić, zapomnieć, dać się złapać jak w kleszcze. Mężczyzna jest sacrum poniżej pasa, chroni te swoje klejnoty, jak rodowe dobra, do przekazania w daleką futurystyczną podróż zwaną życiem. To dlatego, kobiety łatwiej zostają dziwkami - myślał o nich tylko w tej kategorii.
Miała już widocznego wąsa pod nosem, chociaż jej młody wiek był atutem, no i ten poziom testosteronu, nieliczny u nielicznych sucz, o wyrafinowanych potrzebach. Najlepszą tajemnicę skrywała jednak pod spódnicą, i to wcale nie w okolicach majtek. Jak to zawsze bywa z takimi kobietami, nie do końca zdawała sobie sprawę ze swojej atrakcyjności seksualnej, a on bezczelnie to wykorzystywał, z dnia na dzień zaspokajając swój perwersyjny umysł. Nie interesowało go spełnianie jej zachcianek, to ona miała mu ulegać i dawać przyjemność.
- Kupię ci dzisiaj na wieczór jakieś pończochy do tych czarnych szpilek na koturnie - powiedział do niej ubierając się do pracy.
- Mogą być w lamparcią skórkę, albo geparda – ha ha ha - zaśmiała się.
Myśląc o jej smukłych, sprężystych nogach wypił łyk kawy i wyszedł, bez pocałunku na do widzenia.
Orchidea to symbol miłości, piękna i wytwornej, powściągliwej elegancji.
Ona taką była na co dzień, w pracy, w szkole i na ulicy. W łóżku zamieniała się w dzikie zwierzątko, chętne coraz to nowych wrażeń, zachłanne na dotyk i czułość.
Z zamiarem opuszczenia spotkania biznesowego przed końcem wszedł dumnie i pewnie na salę. Kilka banalnych rozmów o strategii działania firmy na najbliższy miesiąc i miał wolne. Na kawie i lunchu ze znajomym w cafe-sun, rozmawiał beznamiętnym tonem, było za duszno na euforię i za wcześnie na wódkę.
Kiedy wrócił do pokoju ona spała. Zapalił papierosa w salonie, rajstopy w lamparcie ciapki położył jej na łóżku. Patrzył na jej równomierne oddechy stworzenia, które tak bardzo mu ufało, było silne i czuło się bezpiecznie w jego łóżku.
- Kup jedną butelkę wina więcej, ok? - będziemy przed 20-stą.
- Nie każ jej ubierać majtek - usłyszał głos w słuchawce.
- haha, dobrze, masz to jak w banku - Odłożył słuchawkę telefonu uśmiechając się sam do siebie.
*
Jestem już dobrze po czterdziestce – to okropnie nużące - zawyrokował.
Nie znajdując oparcia w żonie, ani w jej ciele, ani w duszy, postanowił znaleźć sobie obiekt do spełniania swoich mechanicznych zachcianek. Julietta była perfekcyjna, piękna, opanowana i chętna. To nie był jednak jego typ, ona nie umiała z łatwością przechodzić z roli dominującej kobiety w uległą, przestraszoną gąskę z szeroko rozstawionymi nogami w kuckach i ustach czekających na jego soki.
Porzucił ją kilka miesięcy później, wówczas spotykając się już ze starszą od siebie lady, z biznesowego kręgu znajomych.
Początkowo odgrywali role tylko znajomych z pracy, po kilku tygodniach jednak już nie ukrywali swojego związku. Spotykali się często. Przeważnie u niego, w sypialni paliły się lampiony i zapachowe świeczki. Trzeba przyznać, że potrafił szanować tą starszą o wiele lat od siebie, na oko około dziesięciu, uciekającą od męża finansisty, zagorzałego hobbysty wędkarza. Cóż z tego, był marnym kochankiem. Pieniądze to wszystko co mieli, ale nie układało im się w tak zwanym pożyciu. Spotkania z młodszym kochankiem dawały jej upust seksualnych fantazji i perwersji. Zakochała się i wreszcie była szczęśliwa. Tego oczekiwała przez całe życie, właśnie tego jednego, jej rozbudzona seksualność do granic wytrzymałości przeraziła go. Stchórzył jak nastolatek bojący się porażki. Porzucona kobieta staje się dla faceta tylko wspomnieniem, ona nie mogła na to pozwolić. Postanowiła wyjechać gdzieś odpocząć, zapomnieć o nim i o tym co się wydarzyło. Przeglądając katalogi biur podróży, w jednym z nich zobaczyła zdjęcie pięknego kwiatu – orchidei, symbolu kolorowego kraju jakim jest Tajlandia. Tak, to jest to! – wykupiła bilet na najbliższy lot i szybko spakowała tylko bagaż podręczny.
*Nie był zbyt długo z żadną kobietą, szybko podejmował nowe znajomości. Młode, rozchwiane emocjonalnie panienki na studiach, przeważnie humanistycznych. Znajome z biura, znajome znajomych, łatwe łupy. Jego potencja nie malała, a potrzeby rosły. Tak szybko jak je podrywał, tak zrywał. Był typem lowelasa, ale z kasą, laski na to leciały i on to wiedział. Żadna jak dotąd nie złamała mu serca, bo miał na to sposób. Zawsze kwitował te panienki jednym słowem: suki. I już, po wszystkim, jak trendy w modzie mediolańskiej, po prostu się zmieniają. Jedna rzecz mogła go przymusić do dłuższego związku: seks. Jeśli był udany w jego mniemaniu to ok, ale jeśli coś zaczynało napawać go poważną wątpliwością, czegoś kiepskiego i za mało pikantnego rezygnował z panny mówiąc jej: - szału nie ma kotku, takie życie. One nigdy się nie starały. On tego wymagał.
Tego wieczoru, nalewając drinka przypomniał sobie jednak o swojej starszej pani, która od dłuższego czasu była już nieobecna w jego świecie. O dziwo poczuł skrywana dotąd tęsknotę czy coś w tym rodzaju, uczucie lekko dyskomfortowe. Zadzwonił. Odezwała się jednak po czterech sygnałach sekretarka, prosząc o zostawienie wiadomości gdyż abonent jest niedostępny. Odwiesił połączenie.
Rankiem, gdzieś około godziny jedenastej schodząc do samochodu znalazł w swojej skrzynce pocztowej piękną widokówkę z Tajlandii – od niej. Widniały tam tylko trzy słowa: wal się dupku. W środku był też zasuszony kwiat – orchidea, lekko spłowiała jakby od słońca lub podróży. Styl nie pasował do jego starszej znajomej, jednak pismo tak, znał je dobrze z comiesięcznych raportów firmowych. Taki staromodny styl, ręczne zestawienia.
Pies sąsiada ujadał od godziny jak wściekły.
Spojrzał na zegarek, było w pół do dwunastej. Co to znaczy do cholery? – pomyślał. To było porządnie strzeżone osiedle, ze strażnikiem przy bramie i kamerami na każdym rogu budynku. Co tam mogło się zdarzyć? Ubrał szlafrok i kapcie, ziewając zszedł piętro niżej zobaczyć, co się dzieje.
Nic z tego, wszystkie okna, kotary, drzwi wejściowe i co tam jeszcze były pozaciągane, zamknięte i właściwie niczym nie zwierzały się przechodniom, a co dopiero sąsiadom. Wrócił do siebie, położył szlafrok na ramie łóżka i wsunął się pod kołdrę. Około trzeciej zadzwoniła jego komórka.
-Jesteś mi cholernie potrzebny, kochanie, przyjedź- wyszeptał glos po drugiej stronie. To była ona.
Zastanawia mnie jedna kwestia, czy faceci potrafią tak wrednie udawać stan zakochania, chyba nie. My kobiety to potrafimy, żeby osiągnąć coś więcej niż tylko śmieszne przeżywanie uczuć. Pewnego dnia, kiedy on zjawił się u mojego łóżka, ledwo wyczuwałam jego wstrętny zapach z ust i byłam podniecona. Miałam długie włosy, jak wtedy kiedy chodziłam do liceum. Zawsze umyte i pachnące. Perfumy w kwiatowej poświacie na sobie i lekka sukienkę w stylu jakimś tam. A on, właściwie w tej samej koszuli od tygodnia, boże nie chciałam myśleć o jego bieliźnie. Pamiętam też kiedy powiedziałam do niego:- pamiętać już zawsze będę twój zapach z tamtego dnia, tego na koszuli, podkreśliłam. Piżmo i maliny, albo lilie, ale wiem, znam go i właśnie teraz mi się przypomniał. Tak, tylko, że ja, kochanie …ja myślę o twoich sprośnie rozstawionych udach specjalnie dla mnie i o tym, że pod sukienką nie masz majtek. Taka by była jego odpowiedź, jak zawsze. Wiem to. Typom jego pokroju sie nie odmawia, w żadnym razie i dlatego czuję ten jego zapach na sobie do dzisiaj. Typowo męski, takiego nie używam, moje zawsze są kwiatowe i słodkie.
Tych kilka dni interesuje mnie i powiedz co się wydarzyło, dokładnie trzy z nich. Tylko to. (….)
Słońce ogrzewało ziemię i moje ciało, które leżało na piasku jak tłusta foka. Nie chciało mi się nawet krzyczeć, mruczeć, fukać, świstać i w istocie odpowiadało to moim uśpionym zmysłom. To już nie północ, to zasrane południe jak wybrzeże egipsko-syryjskie, pustelnia. Nie dam rady tego przetrzymać, tej suchości w moich trzewiach. I nie chcę już dłużej słyszeć trzaskania starych kości. Gdzie on jest do diabła? – myślałam tylko o tym jak go powrotem zdobyć. Przeciągnęłam się z dwa razy, ubrałam szlafrok i poszłam do łazienki. Po śniadaniu wsiadłam na moja starą holenderkę, damkę z koszyczkiem z przodu i pojechałam kupić kefir i bułki. My ludzie - myślałam jadąc ulicą, -wstydzimy się tylu rzeczy, własnego ciała, często własnych myśli, zachowań swoich lub innych, a potem gubimy się, kulimy sami w sobie i jesteśmy cholernie samotni, nieszczęśliwi.
Byłam już po śniadaniu i z zamiarem opuszczenia hotelu przed jedenastą wstałam i zapakowałam kilka rzeczy do torebki. Miałam plan miasta w ręku i wiedziałam co chcę dzisiaj zwiedzić i zobaczyć. Kiedy miałam już wychodzić z pokoju, zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałam jego głos. Namiętny jak nigdy dotąd, czuły i z nutą melancholii. Wiedział, że lubię kiedy facet okazuje takie emocje i gra wrażliwca. Usiadłam na łóżku, podkurczyłam nogi ubrane w beżowe leginsy. Jedwabna bluzka okalała moje piersi, a ja czułam jak moje sutki stają się krępująco twarde. Czułam jak rozpływam się w jego słowach. Z pokoju doleciał właśnie wtedy do mnie zapach orchidei, które dostałam od kierownika hotelu wczorajszego wieczoru na kolacji powitalnej, po przyjeździe. Zapach, lekko słodki i duszący, wdzierał się w moje nozdrza i łączył w jakiś magiczny sposób ze słowami, które słyszałam od niego w słuchawce. Serce biło mi coraz mocniej, i dalej już nic nie pamiętam. Zemdlałam. Ocknęłam się pięć minut później, w słuchawce telefonu pozostała głucha cisza.
Tego wieczora spałam na tabletkach, chcąc wymusić sen ponad wszystko. Tylko, że nie pamiętam co mi się śniło. Chyba on.
Zadziwiające, jak po latach zachowuje się nasza pamięć. Nie pamiętam nawet pierwszej litery jego imienia, a większość zdarzeń nie ma najmniejszego znaczenia na to co teraz ze mną się dzieje. Wszystkie te mroczne i emocjonalne chwile odeszły w zapomnienie. Na szczęście dla mnie.
Kiedy siedzę znowu na plaży, gdzieś na południu, myślę o tym, jak brakuje mi nie jego oddechu czy zapachu ale dotyku - mojego taty, lekkiego głaskania po policzku, oczu, które wyrażają zachwyt nad rozwijającym się kwiatem orchidei, jaką byłam jako mała dziewczynka. Czy to jest smutne? Może nie. To upływający czas, nie do zatrzymania.
C.D.N...