Jełop w wychodku.

Ten jełop, szmata grubiańska, słoma z butów i wul niemyty, przystawiał się do mnie na potańcówie Latino. Gdzie to było? Zapomniałam już, od kurwy i nędzy tego było.
Pewnego razu spotkałam go w holu wejściowym na dworzec. Dzień dobry - i dygnął pociesznie. Cześć - skróciłam powitanie. Czy porozmawiamy na chwilę- zapytał, zmierzając w stronę poczekalni. Usiedliśmy na brudnej, oblepionej smarkami i wszystkim co możliwe ławce. Na pewno będzie zapodawał perwersyjne, jak mu mnie brakuje, teksty lub o tym, jak bardzo jego życie popłynęło w nieszczęśliwe rejony i jest samotny. O dziwo, zamyślony nie zaczął od razu się żalić, sięgnął do kieszeni spodni po paczkę papierosów, ale zorientował się, że tutaj nie wolno palić. Westchnął żałośnie, jakby współczując sobie ciężkiego losu palacza i zaczął:
- wiesz Su, ja nigdy nie przestałem o tobie myśleć, nawet tam w USA byłaś w moich myślach.
Ja pierdolę, zaczyna się, już chciałam wstać i uciąć to łzawe przedstawienie, bo jeszcze mi się chłopczyna rozklei, dostanie zawału, a ja będę musiała robić usta-usta czy jakieś inne reanimacje. Nie no, spadam - rzuciłam.
Zaczekaj kochana, tylko jedno ci powiem, wiem, ze masz mnie za jełopa...
A kto to jest - jełop? - Nie skumałam słowa żadnego i udawałam rozczarowaną.
To takie zwierzę jak jenot? Pół żyd, pół zwierz o dużych oczach i zawadiacko-demonicznym spojrzeniu?
Roześmiał się - Nie, moja droga.
Daj się przytulić i będzie po wszystkim, tylko na chwilę -wyszeptał, a mnie zrobiło się niedobrze.
- Wiesz, że jedyną drogą do szczęścia jest cierpienie? - zapytałam - i nie będę ci robiła wykładów w poczekalni dworca, nie płacą mi za to! - Byłam lekko zirytowana, że dałam się wciągnąć w tą grę.
- Wiem - powiedział skruszony - dlatego chcę je przyjąć z twoich rąk, moja boska Su.
- Zadaj mi je, tutaj i teraz! Natychmiast - i położył się prawie pod moimi nogami.
Nie było nawet do kogo się głupio uśmiechnąć, wokoło sami kloszardzi i jakieś staro- zbutwiałe kobitki, wiekowe, tłuste, z nalaną po brzegi tkanką brzuszną, bez liposukcji i ze znamionami miłości z przemocą.
- Wstawaj, kretynku - zdrobniłam, nie chciałam kląć jak zdzira w miejscu publicznym, chociaż te dworce bardziej są prywatą owiane niż publiką.
Większość podróżujących czmycha szybko w stronę wyjścia, no bo nie wiadomo, co może cię tutaj spotkać.
- Wstań i idź do domu, nie bądź żałosny! - powiedziałam siląc się na łagodny ton.
- Jesteś jełopem z wychodka! - w końcu wrzasnęłam - kupa gówna!
- Dziękuje ci, jesteś taka kochana - odwrócił się i poszedł wprost do drzwi, na których widniały namalowane flamastrem dwie duże litery: WC.
Podobno już z niego nie wyszedł, zasiedział się, czy tak jakoś...
Podjął pracę jako dziad klozetowy i jest szczęśliwym człowiekiem, sprzątając czyjeś gówna. Czeka wciąż, aż go odwiedzę ;-).
pozdro.
Su.

Popularne posty