dreaming of...
Drogę przez skalny wąwóz rozświetla tańczące światło pochodni, niesionych przez zakapturzonych przewodników. Wchodzimy przez ogromną bramę ze schludnie poukładanych, wielkich, kamiennych bloków. Mozolną wspinaczkę po wykutych w skale nieregularnych stopniach, którą sam nie wiem, jak udaje mi się przetrwać po mocno zakrapianej lokalnymi, ciężkimi alkoholami kolacji, wynagradza widok za bramą. Skapany w mroku dziedziniec ni to zamku, ni naturalnej skalnej formacji w rodzaju tych, jakie ogląda się tylko w filmach z gatunku kiczowatego fantasy. Pośrodku ognisko w zagłębieniu wyłożonym płytami piaskowca, a wokół niego ciężkie, dębowe ławy, na których każą nam usiąść. Po chwili w kręgu pomiędzy ogniskiem a ławami pojawia się kilkanaście kobiet. To wyzywająco umalowane karlice, ubrane skąpo jak na zimną noc. Przechadzają się przed nami, kusząco wyginając krępe, gibkie ciałka. Zasada jest prosta – można dotykać, nic poza tym. Każdy z nas wybiera sobie po jednej, moja ma na sobie wiązane, wysokie, zamszowe buty na ogromnych koturnach i plisowaną, zielona sukienkę z pufkami wypychającymi ramiona. Wygląda groteskowo, a efektu dopełnia gruba warstwa szminki, tuszów i pudru na małej twarzyczce smutnego dziecka. No cóż, inne są już zajęte, a ja jestem strasznie pijany i napalony. Ona chwilę tańczy przede mną, po czym kładzie się na wznak na ławie obok mnie i szeroko rozchyla krótkie nogi. Podciągam jej sukienkę. Jest bez majtek, czego się zresztą spodziewałem, więc od razu przechodzę do rzeczy. Robię jej ostrą palcówę, drugą ręką waląc sobie konia. Ona chyba także dochodzi, bo palce mam mokre od jej soków. Później nie pamiętam już niczego…
Nazajutrz zaczyna do mnie docierać, że jestem na wyjeździe integracyjnym gdzieś w środku Europy, bardziej na wschód i południe. Karlice obsługują nas przy śniadaniu. Teraz są w strojach kelnerek i dyskretnym makijażu. Jedna z nich wciąż się do mnie uśmiecha. Jest stara, ma pewnie z sześćdziesiąt lat. W końcu uświadamiam sobie upokarzającą prawdę…
- Boris, Boris! Zbudź się! Krzyczałeś przez sen. Śniło ci się coś strasznego?
Otwieram oczy na granicy snu i jawy z głębokim, duszącym poczuciem winy.
boris
Nazajutrz zaczyna do mnie docierać, że jestem na wyjeździe integracyjnym gdzieś w środku Europy, bardziej na wschód i południe. Karlice obsługują nas przy śniadaniu. Teraz są w strojach kelnerek i dyskretnym makijażu. Jedna z nich wciąż się do mnie uśmiecha. Jest stara, ma pewnie z sześćdziesiąt lat. W końcu uświadamiam sobie upokarzającą prawdę…
- Boris, Boris! Zbudź się! Krzyczałeś przez sen. Śniło ci się coś strasznego?
Otwieram oczy na granicy snu i jawy z głębokim, duszącym poczuciem winy.
boris