Namiętności.
Kiedy spośród swoich dolegliwości ciała jedyną, najpoważniejszą stają się namiętności, szczególnie te które świadczą o naszej zwierzęcej naturze, stajemy przed pewnym wyborem: czy spoglądać jeszcze co rano w lustro? Właściwie nie ma po co. Pod czachą, kręci robala nam nasza chuć. Wyżera dziurę, a potem trzeba to zbijać aspiryną. I nie chodzi tutaj o ból głowy. Czasem pomaga słuchanie głośno muzyki, by zagłuszyć ujadanie i szczekanie napalonych psów. Każdy ma swojego wroga, mówi przysłowie, wykurzone ze staropolskiej szafy słownikowej. Ważne jest jak go poskramiamy.
Jej namiętnością były buty, tak dokładnie ten element, co nie jest tak znowu wielkim dziwolągiem lub perwersją. Noga, a właściwie stopa, to coś najbardziej intymnego w człowieku, tak! Stawiasz stopę na ziemi i to ona bezpośrednio łączy cię z naszą rodzicielką. Zatem kupienie dobrych butów to czynność nabożna, właściwie święta. Znam te stany okropności, posiadam w swojej szafie wiele par butów z tego, tylko kilka to moje pieszczoszki. Reszta tnie i szatkuje moje stopy bez litości. Nie wyrzucam ich jednak, patrząc na coraz większą zbierająca się kupę obuwniczego odpadu. Takiej, jednak jak Ona perwersji z butami nie miałam nigdy. Ona je skupowała wszędzie gdzie tylko można było, czasem słono przepłacając. Następnie opisywała ich cudowność i niezwykłe pozostałości i sprzedawała na aukcjach jako rarytasy. Tak jak kupujesz sobie nagle ni z tego, ni z owego kasztany w czekoladzie bo masz zajewielkiego smaka, tak ona wykorzystując ten pojawiający się w nas slinotok, sprzedawała stare wytarte buty pod szyldem: zapomnij się w świecie old i schoolu. Będziesz oryginałem! Dałam się jej nabrać i pojechałam do miejscowości Zła Wieś, gdzie autobusy mają zajezdnie i kierowcy, jak gdyby chcąc odczarować tą nazwę przerywają pracę na odpoczynek. Tam waśnie w przydrożnym barze spotkałam ją: Funny Zoe. Rudowłosą piękność z pieprzykiem na środku czoła, co wyglądało jak głupi żart natury. Takich zresztą jest sporo, np. moje nieudane piersi czy nos. Matka natura musi też czasem zabawić się i rozerwać, Funny była jednak pięknością ponad miarę. Oprócz przecudnych włosów miała duże i bystre, czarne oczy. W nocy lub wieczorem, przy blasku księżyca wydawały się jednak zielone, jakby kocie i dostosowane do ciemności. Zapragnęłam się nią stać! To było większe pragnienie od snu i jedzenia co rano płatków kukurydzianych z miodem i bananami. Chcę się zamienić z tobą Zoe, nie tylko na buty! Na oczy, na piersi, na włosy te długie błyszczące lniany spływające na Twoje ramiona i okalające cię swą rdzawością jak płomienie spalające nas w popiół. Kiedy skończy się mój czas, tak właśnie chce by potraktowano moje ciało, by je spalono, a popiół, co może i nie będzie zbyt oryginalne, niech wrzucą do Ganga River, świętej rzeki dla wariatów, tej rzeki przez którą, prawie bym nie umarła w Varanasi. Nie dałam się jej jednak tak szybko zabrać, przechytrzyłam jej wrednie ospały nurt i jeszcze jestem tutaj i mogłam poznać Zoe. Zaprosiła mnie do swojego domu. Super,, ...idziemy, a każdy pies pilnujący obejścia obszczekuje nas jakoś tak przeraźliwie boleśnie. Patrzę jednak już na te stworzenia pobłażliwie, zupełnie tak samo jak na mężczyzn. Zoe była piękna, jej twarz nosiła znamiona jakiejś walki, którą stoczyła przed laty. Chociaż miała lat około trzydzieści i nie więcej, sprawiała wrażenie za dumnej jak na swój wiek i przez to starszej. Lekko i ponętnie kołysała biodrami i pewnie stawiała stopy przy każdym kolejnym kroku. Ten styl chodzenia mówił mi jedno, ona musi być świetną kochanką w łóżku. Nie dane mi będzie jednak przekonać się o tym, bo spotkałam się z nią tylko w celach czysto biznesowych. Chciałam od niej kupić buty. Tak, buty prawie szyte na miarę i wiedziałam, że Zoe się na nich zna. Weszłyśmy na podwórko, przeszłyśmy dość dobry jego kawałek kiedy włączyła się lampa, czujna fotokomórka na nasze ruchy. Moim oczom ukazał się mały domek, z gankiem i drewnianymi drzwiczkami. Mam nadzieję, że w środku będzie miło i przytulnie. Tak wyobrażałam sobie, przez tą krótką chwilę cały klimat jej domostwa. Małe garnki z granatowymi krawędziami, żeliwne patelnie i kubeczki z kamionki. W oknach ukośne firanki z koronki, a na podłodze śmieszne dywaniki wykrojone ze starych sweterków. Kiedy weszłyśmy do środka, ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam trzy ogromne stare szafy, zionące zapachem stęchlizny i staroci. Zoe podeszła do jednej z nich i przy otwieraniu drzwi lekko wzdychnęła, jak gdyby było to dla niej czynnością ciężką do zaakceptowania. Otworzyć te ciężkie drzwi szafy i pozbyć się jednego ze swoich skarbów. Buty wysypały się na podłogę i rzeczywiście mogłam się przekonać, że miała ich ogromną ilość. To moje dzieci - szepnęła. Urodziłam się po to, by je zbierać. Zbierasz je??? - zapytałam udając trochę moje zdziwienie. Nie wszystkie - westchnęła, niektóre kupuję lub skupuję, jak kto woli. Z pewnością jednak można mnie nazwać ich miłośniczką! Tak, to była jej prawdziwa namiętność, i uwierzcie w pozostałych dwóch, przeogromnych szafach było tych par butów jeszcze więcej, nawet spora ich ilość, zupełnie niemożliwa do obliczenia. Dlaczego? Każda z par, jak wyjaśniła mi Zoe, miała swoją historię czyli opowieść. Kiedyś może o tym napiszę, skwitowała Zoe, kiedy w końcu uwolnię swoją mroczność ego od tego cholernego przymusu zbierania ich. Moim dylematem stało się jak kupić dobre buty na stopy, jej jak uwolnić się od ich obecności. Może ucieczka z tego miejsca w jakieś inne, byłaby dla ciebie rozwiązaniem Zoe -powiedziałam. - Co masz na myśli? Powinnam wyprowadzić się z Złej Wsi?? Tutaj się urodziłam! - jej głos jednak wydawał się być zduszony i przygasły. Wypiłyśmy jeszcze tego wieczora herbatę i zjadłyśmy naleśniki z serem . Następnego dnia rano, Zoe wiedziała już jakie buty są odpowiednie na moją stopę i pomoga mi coś wybrać. Buty dostosowane nie tylko wizualnie do mojego stylu ale i odpowiednie do mojego charakteru. Funny Zoe naprawdę miała pasję. Żyła namiętnością do obuwia i była w swojej mroczności szczęśliwa. Tak jak ja.