Dotykając pustki.
Kiedy obejrzałam ten film "Touching the void" ponad dwa lata temu, zrozumiałam, w którą stronę powinnam iść, dokąd prowadzi mnie Droga. Czucie dotykanie, słuchanie… to wszystko zawsze robimy personalnie. I to wszystko także, co posiadamy naprawdę. Obrazy poza tym mogą być iluzja. Są chwilą złożoną z Tylu impulsów, że w jednym momencie możesz popełniając błąd i myśląc, że to negatywne dokonać czegoś absolutnie wielkiego. Ostatecznego. Dlatego wdzięczna za każdą lekcję pokory, która doprowadza mnie do jednego tylko wniosku: wiem, że nie wszystko poznaje od razu, i nie wszystko jest mi dane doświadczyć. Wiem, że zagubiłam się, lecz jak nie zagubić się w takim nadmiarze bodźców i informacji. Nasz umysł byłby machiną perpetum – mobile gdyby się nie męczył. Właśnie wówczas, kiedy dotykamy pustki mamy ta niepowtarzalną możliwość na ostateczne wyzbycie się pychy i przyjęcie z pokorą naszego istnienia.
W październiku przyszłego roku zamierzam wyruszyć do Pokhary, do Nepalu. Tam u stóp Annapurny, K2 i Mount Everestu pokłonię się z pokorą najwyższym i najpiękniejszym górom świata, które nie jedną już osobę nauczyły szacunku do świata i życia. Wtedy oddając im hołd będę zdolna pójść dalej, wyjść poza siebie. W ostatecznej drodze, bowiem zawsze pozostajemy sami. Na końcu naszej drogi jesteśmy tylko my i śmierć. Dotknąć pustki to stanąć w prawdzie. Dotknąć pustki to usłyszeć i zaakceptować ciszę. Dotknąć pustki to pokonać śmierć.