Santa Muerte - matka boska od morderców.
Santa Muerte.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami stała sobie chatka z mchu, paproci i pszenicznych łanów zboża, a w niej mieszkała Santa Muerte. Zwiewna Pani o bladym obliczu, śniadej cerze i siwych włosach, których kruczą czarność dawno spaliły promienie nienawiści. Trupia czaszka nad drzwiami. Przed chatką ogródek z muchomorami, takimi z zielonymi kapeluszami. Twarzą skierowaną na zachód słońca Lady Santa wskazywała kierunek podróży. Jednak zanim wieczór spotykał się z nocą miała pełne ręce roboty. Każdego ranka siadała na ganku na schodach swojej wątłej chatki i karmiła ptaszki, leśne duszki i stworki z norek i pobliskich zagajników. Nie była złą królową lasu, lecz wielkoduszną dobrodziejką. Stąpała powoli po mchu wyrastającym przed jej stopami. Bladła i błyszczała na przemian. Wieczność. Wieczorem...
Niechcący potrąciła promień słońca i świeże mleko z bambusowego pnia rozlało się przed nią kałużą wróżb. W jednej z nich mogła wyczytać przesłanie dla ludzkości. Zdawało się być stekiem okropności... jednak po pewnym czasie...
Krople krwi spłynęły po jej czole i brwiach zatrzymując się na nozdrzach. Z wizji zostały strzępki wspomnień i w jednej chwili uleciały w chaos. To ostateczne pragnienie by być dostrzeganą, zauważoną przez duchy początku, by nie cierpieć już w Otchłani Zapomnienia.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami stała sobie chatka z mchu, paproci i pszenicznych łanów zboża, a w niej mieszkała Santa Muerte. Zwiewna Pani o bladym obliczu, śniadej cerze i siwych włosach, których kruczą czarność dawno spaliły promienie nienawiści. Trupia czaszka nad drzwiami. Przed chatką ogródek z muchomorami, takimi z zielonymi kapeluszami. Twarzą skierowaną na zachód słońca Lady Santa wskazywała kierunek podróży. Jednak zanim wieczór spotykał się z nocą miała pełne ręce roboty. Każdego ranka siadała na ganku na schodach swojej wątłej chatki i karmiła ptaszki, leśne duszki i stworki z norek i pobliskich zagajników. Nie była złą królową lasu, lecz wielkoduszną dobrodziejką. Stąpała powoli po mchu wyrastającym przed jej stopami. Bladła i błyszczała na przemian. Wieczność. Wieczorem...
Niechcący potrąciła promień słońca i świeże mleko z bambusowego pnia rozlało się przed nią kałużą wróżb. W jednej z nich mogła wyczytać przesłanie dla ludzkości. Zdawało się być stekiem okropności... jednak po pewnym czasie...
Krople krwi spłynęły po jej czole i brwiach zatrzymując się na nozdrzach. Z wizji zostały strzępki wspomnień i w jednej chwili uleciały w chaos. To ostateczne pragnienie by być dostrzeganą, zauważoną przez duchy początku, by nie cierpieć już w Otchłani Zapomnienia.