"...w tym pokoju siedzieli naćpani faceci...spoceni, śliscy i odpychający, a między nimi mały pekińczyk"
To było dla niej jednak zbyt proste, wciąż myślała o nim. Tego zimnego, zwiewnego poranka kiedy wymykała się spod jego kołdry i uciekała przed przenikliwym uczuciem wstydu i obsesji. Jedno spotkanie na tysiąc by wystarczyło i znowu poczułaby to, co przed laty. Dlaczego tak trudno zapomnieć?
Właściwie to jej umysł wysterylizował się emocjonalnie, starała się nie czuć, często spowalniała oddech i była jak w transie. Lekko obleczona w nici pajęcze i galaretowate, śliskie łuski. Zaczęła przypominać rybę z głębi oceanu, która pływa w jakimś pradawnym stylu, zupełnie niepasującym do czasów i prądów przybrzeżnych. Łzy są tylko chwilą zapominaną, a śmiech wewnętrznie sprzecznym rozdwojeniem pamięci obecnej.
Nie ma już czasu, przestrzeń wygięła się w dyszę o kształcie nieprzypominającym żadnego ze snów.
Wszelkie starania zawiodły.
On stał się jakiś inny, podły i mdławo nudny.
Tak go postrzegała i nie czuła już nic. Tylko słabe tchnienia i oddech, który próbował wydostać się uwolnić z ciasnej spiętej klatki piersiowej. Osaczonej przez starzejące się spróchniałe żebra, klatka piersiowa częściej wyrzucała przyduszone, krótkie oddechy.
Mglisto zapowiadała się ta droga, zdążanie donikąd przez wieczność, przez zawsze i nigdy wciąż donikąd to jest paraliżujące uczucie, ale takie już jest. Takie jest samobójstwo, zdrada i łaskawe odejście przypieczętowane pocałunkiem śmierci.
Faceci nie przejmowali się niczym za specjalnie, nagie wątłe kobiety w maskach podawały im drinki i kołysząc biodrami zapraszały na parkiet, gdzie tylko nieliczni tańczyli do łzawych dźwięków muzyki. Muzyki sączącej się z głośników jak ciepły dym drażniący płuca, serce i mięśnie.
Tak naprawdę to nie ma dokąd uciec, pozostaje tylko strach, zimna, wręcz lodowata obsesja bycia kochaną właśnie przez niego.
Nic jednak nie staje się bez przyczyny...światy obce z założenia nie spotkają się ...nawet w wieczności.
Po co właściwie żyć ...kiedy to jest takie nieznośne. I niepotrzebne...?
Niespełnienie jest gorsze od śmierci.
Kolejnym etapem są następne drzwi...
Chyba, że nie ma już w ogóle nic...
Właściwie to jej umysł wysterylizował się emocjonalnie, starała się nie czuć, często spowalniała oddech i była jak w transie. Lekko obleczona w nici pajęcze i galaretowate, śliskie łuski. Zaczęła przypominać rybę z głębi oceanu, która pływa w jakimś pradawnym stylu, zupełnie niepasującym do czasów i prądów przybrzeżnych. Łzy są tylko chwilą zapominaną, a śmiech wewnętrznie sprzecznym rozdwojeniem pamięci obecnej.
Nie ma już czasu, przestrzeń wygięła się w dyszę o kształcie nieprzypominającym żadnego ze snów.
Wszelkie starania zawiodły.
On stał się jakiś inny, podły i mdławo nudny.
Tak go postrzegała i nie czuła już nic. Tylko słabe tchnienia i oddech, który próbował wydostać się uwolnić z ciasnej spiętej klatki piersiowej. Osaczonej przez starzejące się spróchniałe żebra, klatka piersiowa częściej wyrzucała przyduszone, krótkie oddechy.
Mglisto zapowiadała się ta droga, zdążanie donikąd przez wieczność, przez zawsze i nigdy wciąż donikąd to jest paraliżujące uczucie, ale takie już jest. Takie jest samobójstwo, zdrada i łaskawe odejście przypieczętowane pocałunkiem śmierci.
Faceci nie przejmowali się niczym za specjalnie, nagie wątłe kobiety w maskach podawały im drinki i kołysząc biodrami zapraszały na parkiet, gdzie tylko nieliczni tańczyli do łzawych dźwięków muzyki. Muzyki sączącej się z głośników jak ciepły dym drażniący płuca, serce i mięśnie.
Tak naprawdę to nie ma dokąd uciec, pozostaje tylko strach, zimna, wręcz lodowata obsesja bycia kochaną właśnie przez niego.
Nic jednak nie staje się bez przyczyny...światy obce z założenia nie spotkają się ...nawet w wieczności.
Po co właściwie żyć ...kiedy to jest takie nieznośne. I niepotrzebne...?
Niespełnienie jest gorsze od śmierci.
Kolejnym etapem są następne drzwi...
Chyba, że nie ma już w ogóle nic...