(wersja polska.)
„W Krainie wiecznego Odpoczynku” by Suzi Volter.
Prolog.
Agresywnie wkracza w moje krocze.
Nieznajomy, tajemniczy, przypadkowy, obco-obojętny. Męskość skrywana pod pozorami łagodnej uczynności. Chciwy na okazywanie uczuć, na jej emocje zachłanny. Chęci na wodzy, pragnienia na uwięzi. Agresja powyżej przeciętnej. Słowa specyficznie łagodne. Natomiast reakcje? Lękowo-inwazyjne. Analiza krocza pobieżna. Fizjonomia banalna, przeciętne odpychająca, na przemian z pociągiem i urokiem. Potrzebuje jej, to widać. Ale potrzebuje czegoś więcej, zainteresowania jego analno-masturbującym stylem życia. Samotnie wędrujący przez zakątki klimatycznych zdarzeń. Przyczyna i skutek wyłączone z odbioru w realu, a niewpasowujące się w cyber przestrzeń.
Po co to piszę?
Czy to jest portret podrywacza z dworca PKP, na jeden zachłannie niebezpieczny seks?
Czy jest to portret mojego domniemanego zabójcy marzeń? Owego orientacyjnie zawrotnie podniecającego mnie jegomościa z iluzji?
Czy to jest wspomnienie tych kilku chwil, bezdusznego, mało sprecyzowanego zbliżenia w mojej świadomości?
A może to realne wspomnienie? Skąd przyszło? Jak pojawiły się te słowa w mojej głowie?
Zimny dotyk rąk, skalane ciało młodej, atrakcyjnej kobiety. Będącej na uwięzi i w mocy wszechobecnego współ odczuwania bodźców zapachowo-dźwiękowych.
Ostry zapach moczu, szorstki dotyk rąk.
Jestem w środku, przy brzegu, na skraju ścieżki prowadzącej mnie do środka wspomnienia. Stoję i rozglądam się dookoła. W głowie dojrzewa decyzja by wrócić i opowiedzieć historię o niebanalnym zbliżeniu dwojga ludzi.
Potocznie rozumianej jako miłość, w esencji jednak zbyt skomplikowanej do jednoznacznych ocen. Ocen negatywnych, jak i pozytywnych, lecz nigdy nie obojętnych. Zaczynam na powrót śnić. Wracam do początku, w miejsce, gdzie moje wspomnienie odrodzi się do ponownego życia.
Jest piękny słoneczny dzień, co mnie i tak nie sprawi różnicy. Zawsze zakładam ciemne okulary, by blask słońca nie zabił mi resztek duszy. Wstaję i przemywam moją twarz źródlaną wodą. Myję zęby, zakładam bluzkę i krótkie spodenki. Bardzo krótkie. Pośladki łagodnie zaokrąglają się pod dolną ich krawędzią. Piersi nie zwykłam skrywać w wynalazek kobiety z XIX wieku, feministki realnej. Zbędność jest mi obca. Idę na miasto, przechodzę przez ulicę. Pojazdy wszelkiego typu mijają mnie w zapaleńczym szale. Mijam wystawy, kolejne lustra, witryny. Dokąd zmierzam? Kim jestem pośród tych kolorowo- pstrokatych miejskich melancholii?
Moje nogi stawiają rozwarte kroki. Pewne swej menstruacyjnej kolei życia. Zdążam ku śmierci w mało oczywisty sposób, jednak każdego dnia odpycham ów schyłek daleko a siebie. Nagle….
….Leżę na ziemi, wilgotnej, mokrej, plugawej. Obok mnie ON. Otacza mnie swoim ramieniem, szepcze radośnie przemiłe zwroty miłosne. Nie krzycz, chcę cię, bądź ze mną, maleńka. Jestem w panice i zaczynam piskliwie rościć sobie pretensje do wolności. Zostaw mnie! Nie odbieraj mi jedynej rzeczy, którą mam tylko dla siebie……!!!!! Nie zabieraj mi Wolności! Tak, weź moje ciało, ono jest marnie i boleśnie spaczoną naturą. Lecz zostaw mi to, co jest wieczne, prawo wyboru! Tylko, że ON…..
…Zdaje się słyszeć poszczególne sylaby, lecz nie słowa. Nie jest wrażliwy na kobiece lamenty, lecz pragnienie i chciwość osłabiają jego percepcję zdarzeń. Cel ma jeden, agresywnie wkroczyć w moje krocze. To, co nazywamy pieszczotami, zostawia dla moich przyszłych.
W pewnym sensie jestem mu wdzięczna za ową łaskawość. Jakże bym mogła rościć sobie w tej chwili prawo do czegoś więcej? Tak, to mój zbawiciel. Sprawca mego wyuzdania i pożądliwej natury moich namiętności w przyszłości. Wybujałej fantazji, na przemian kołyszącej się z maso-schizo-sado-popędem, który nie opuści mnie już na zawsze.
………………
Teraz już nie tęsknię za domem, za kojącym zapachem chleba i krochmalonej pościeli. Nie pragnę już niczego dla siebie, bo wyzwolona z zaborczego ego, mogę dokonać więcej niż inni. Jestem dla jednych duchem, dla innych pragnieniem niebytu.
Lecz powagą moją w owym wspomnieniu jest fakt zjawisk nadzmysłowych. Pragnę przypomnieć sobie, co wtedy czułam. Lecz nie w sensie emocjonalnym, gdyż te zwykle u mnie są przerysowane.
Chcę powrotu w moje nozdrza zapachu z tej oto chwili. Jak On pachniał? Tych dłoni kaleczących moją wolność zapewne sobie nie przypomnę, ale zamierzam poszukiwać ich obrazu w mej świadomości do końca mojego splugawionego życia. Lecz zapach…?????
Gdybym wierzyła w Boga, mogłabym wymówić taka o to modlitwę: daj mi ten zapach raz jeszcze poczuć, o boże, bym nigdy nie zapomniała woni śmierci i upadku. Tak, gdybym wierzyła…
Właściwie, dlaczego ja nie wierzę w Boga? Dlaczego nie mam tego archetypu w sobie? Czy dany jest on nielicznym i wybranym?
Pamiętam, że jako dziecko uczono mnie o pewnych prawach i przykazaniach. Świat był poukładaną mozaiką, pewnym porządkiem. Za pewien czas po weryfikacji szczerej memu sercu tych zależności, zaczęłam roztrząsać naturę grzechu. Tego, bowiem we mnie zaiste było sporo. Cielesnego chyba najwięcej. I naraz czytam, iż grzechem ciężkim jest „abnegacja” w bardzo ważnej sprawie! No zaraz, ja robię wiele, ale na pewno nie abneguję rzeczy, raczej je roztrząsam na szereg części. Więc…???? Tak, żyję bez grzechu, a moja natura kurewsko- lesbijska to spaczenie rodzicielskiej władzy. Właśnie tak myślę! Ha, ha. Ha, strzeżcie się rodzice! Swoje córki w pęta, a synów w kajdany. Poszalałam w tym tekście już za dużo, więc czas kończyć.
W następne części o tym, w jaki sposób przy pomocy Miriam odbudowałam swoją skalaną naturę kobiecości!
W krainie wiecznego odpoczynku. cz.1
Unosiłam się wyżej i wyżej ponad krainy, lasy, rzeki, wody, czas. Przestrzenie zlewały się w jedność, a czas wyrównywał swe zakręty. Spośród tylu myśli ona pozostaje, spośród tylu twarzy - tą pamiętasz. Stawiam kolejne kroki, lecz nie czuję podłoża. Stąpam nad ziemią, odrywam się powoli od czasu. Jak na obrzeżach miasta, żyję bez możliwości powrotu? Drogi się nie skrzyżują, lecz pozostaną bez końca na wprost.. Tędy będę podążać, już na zawsze, do krainy mojego wiecznego odpoczynku. Są zmysły, niemogące pochłonąć rzeczywistości. Są myśli, niepragnące wyrazu, lecz bez zapowiedzianego wstępu wkraczają w świadomość. Miałam wrażenie, że nie panować nad nimi to przestępstwo. Chciałam uzyskać kontrolę. Wewnętrzny spokój. Lecz ból pozostał jak krwawe żniwo. I ową kontrolę straciłam, na zawsze. Ta marna egzystencja pośród zdrowego gatunku ludzkiego, jak mi się wydawało była niemożliwa. Jedyna droga wiodła w krainę wiecznego niebytu. Nie, to nie mogła być ucieczka, zbyt szybko byłaby dokonana. To proces, stopniowy, trwały, jednoznaczny. Porównywalny z uzależnieniem organizmu od narkotyku Tak, wytwory naszego umysłu mogą być chemicznie toksyczne, a chemia, kiedy raz wkroczy w ustrój, zabija gruntownie.
Odtruwanie tutaj nie pomoże. Na ścieżkach przekraczanych są zawsze ślady naszej bytności. Pozostało, więc czekać, nie bardzo jednak wiedziałam, na co?
Stworzeń w krainie wiecznego spokoju jest wiele, wszystkie bardzo przyjaźnie nastawione. Nie obdarzają zbędną, uprzejmą życzliwością. Nie pragną więcej ponad naturę. Skrywają swe pożądania zawsze, wewnątrz, lecz tylko pod cienką powierzchnią skóry. Zawsze otwarte na Twoje szaleństwo, pod powiekami zachowują wczorajsze obrazy ze snów.
Nie krzyczą, nie nagabują, są pełne iluzji i szepczą ci do ucha piosenki straconych.
Stwory te wiedzą, że Twój koniec nastąpi prędzej czy później, dlatego są cierpliwe i nie zabiegają o zainteresowanie. Kraina, w której się znalazłam, wyróżnia się jeszcze z jednego powodu. Tutaj wszystko jest dane na zawsze, za darmo i od razu. Nie ma, dlatego biedy, rozpaczy, zapaści w chaos. Wybierając ją, chcesz przebywać tu więcej niż wieczność. Pragniesz tylko owego jestestwa zespolonego z krainą wiecznego odpoczynku, niezależnie czy twoje oczy właśnie śniły.
Samochody podążają w swoim zapaleńczym tempie naprzód, drogą o nazwie przeciętnie popularnej.
Ja obok. Wykluczona. Na obrzeżu życia. Poza nurtem teraźniejszości. Stoję tak wyprostowana jak struna, prężąc swoje pośladki, zaciskając uda, by nie zgubić swej kobiecości. Me przyrodzone zdolności wabienia wystawiam na publiczny osąd. Mężczyzna stał się moim monstrum do poskromienia, do walki o władzę nad moją rozkoszą. Serce kobiety zranionej, obojętnie, z jaką okrutnością, nigdy nie zanurzy się w zaufaniu do swego wybawiciela. Chyba, że będzie to anioł z wieczności lub jakiś oprawca, co jednym ruchem owej zranionej istocie jest w stanie poderżnąć gardło i sprawić jej szybki koniec udręki. Lecz ja nie mogłam nikogo takiego spotkać, ani tu, ani w krainie mojego odpocznienia.
Myśli moje biegały po śladach zostawionych przez oprawcę, i zastanawiałam się, dokąd te znamiona mnie zaprowadzą. Teraz wiem, że były one przepustką do świata o bardziej wyrafinowanej czułości.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy na swej ścieżce potępionych spotkałam Miriam. Zdarzenie to było dla mnie tak ekscytująco emocjonalne, że zupełnie zatarło ślady swego istnienia. Jak burza piaskowa, co przechodząc obok nas zmiata wszystkie drobiny życia, tak spotkanie z Mirami dokonało we mnie przemiany w cyberśwadomą postać ze snów, wymiatając moje życie poza nawias bytu, a właściwie na jego krawędź. Jedno jest pewne, Ona zawładnęła Krainą Wiecznego Odpoczynku, jak samozwańcza królowa. Przejęła władanie w królestwie, gdzie byłam sobie Panią. Lecz owa historia nie skończy się tak prosto, ponieważ zamierzałam ją zdetronizować, umniejszyć jej zasługi i objąć powtórnie tron mego poddaństwa..
W każdej chwili mogę uciec” cz.2
Powrót z krainy wiecznego odpoczynku.
Jeszcze jeden krok do tyłu i pozostanę tu na zawsze. W którymś momencie mogłam zawrócić, ale zapatrzona w otchłań i czas zupełnie się zapomniałam. Pozostał mi spacer na krawędzi, miejskie ruchliwe społeczności i taniec pośród smrodliwych ulic. Mała dziewczynka ma kredki w piórniku, starsza tampony w kosmetyczce. Kobieta dorosła prócz wspomnień i zmarszczonych policzków nie zostawia już nic dla siebie. Powaga istnienia, o którym wie nader sporo, zaprasza ją na pogawędki przy koniaku lub kawie. Ja nie chciałam się znaleźć w wieku dorosłym, czasu utraconego poszukiwałam, by móc zobaczyć swoje oblicze w lustrze, popatrzeć na siebie i wyrazić radość dla ciała, dla duszy i serca. Owe tęsknoty za mężczyznami miały ratować małą Su, by doświadczała raz jeszcze kojącej, ojcowskiej miłości, co patrząc na swoją małą księżniczkę, radośnie jej szepnie do uszka: witaj laleczko! Zatańczmy!
Lecz czas utracony w raju się schował, na ścieżki dziewictwa nie powrócę. Po pierwszym spotkaniu z facetem powiedzieć mogę, czy miłość jest osiągalna w naszej przyszłej sypialni. W sucz wyrachowaną stworzenia z Krainy Wiecznego Odpoczynku mnie zamieniły, a królowa zła natrętnie przykuła mnie do tronu i u swych nóg posadziła. Poddaństwem mnie obdarzyła na lata, a ja splugawioną radością się nasycałam. Pocałunkami tronu odpokutować chciałam swe istnienie, lecz jej nienasycona chęć panowania żądała ode mnie tak wiele. Pragnienia podsycała mi królowa, gdy zniechęcona kładłam jej głowę na kolana. Raczyła obrazami ze swego łona, splatała udami, zapraszała w korytarze pożądań, otwierając coraz to nowe drzwi. Ten magiczny teatr pociągał mnie tak mocno, iż zapomniałam o swoim zagubieniu. Rarytasami mnie karmiła, wkładając w usta coraz to lepsze kąski miłosnej iluzji. Ja chętnie je połykałam, a swe usta szeroko rozwierałam gotowa na przyjęcie każdego męskiego żądania i każdej kobiecej wątpliwości. Zaczajona, zawsze obok, stała moja królowa podsycając pragnienia, by wrzały w mych skroniach.
Postawiłam uciec, wyrwać się spod panowania. Zamienić słabości na siłę, i każdą komórkę swojego ciała wygłodzić, by ssała zapasy i tęsknoty cielesne. Głód się wzmagał, lecz nie pozwalałam pragnieniom w zmysłach zwolnić pokusy. Trzymane na uwięzi i rozwścieczone na maksa, z zaskoczenia prowadziły swoją udręczoną koalicję. Objęłam kontrolę. Byłam jak macocha, co pejczem ujarzmia swe cudzołożne dzieci, każde z osobna tresując dla siebie na przyszłość. Wiedziałam, że to one kiedyś zapewnią mi przetrwanie.
Zebrałam siły do walki, królowa nie broniła już tak mocno swoich granic. Wkroczyłam na swoje tereny, dumna, wyprostowana, świadoma swej potęgi. Z armią wykarmioną własnymi piersiami, pozostawiłam za sobą ludzkie, prostackie, pospolite zabawy. Zaczęłam wprowadzać nowe zasady działań i swoje wykute w logice zdarzeń pomysły. Chętnie poddani przyjęli nową Panią. Byli jej wdzięczni za owe doznania. Teraz na zawsze kobiecość wykreowana poległa, a prosta i zachłanna natura, zwabiona do posłuszeństwa, pokonała moje lęki i zachłanności.
Na najwyższym wzniesieniu w Krainie Wiecznego Odpoczynku postawę swój pałac. Zasiądę na tronie, który czeka na moje łono. Po prawej stronie zagoszczą lojalni, po lewej ci, których zetnę i spalę na stosie. Zastanawiam się, czy mam być okrutną królową i czy potrafię taka być. W walce, bowiem, moje agresywne Ja zostało odarte i poskromione, więc chyba na nowo muszę wskrzesić w sobie zdolność niszczenia. Lecz tym razem będzie to wyrafinowane, cieleśnie instynktowne i zjadliwie sprawcze dla każdej stęchło wygłodniałej istoty.
Moje panowanie nad seksualną krainą zacznę od wielkiej podróży do granic wytrzymałości. Zaproszę tu najznamienitszych i najpiękniejszych kochanków całego obłędu. Kraina Wiecznego Odpoczynku otrzyma nową nazwę: Wiecznej Rozkoszy! Każdy, kto będzie się sprzeciwiał moim rządom, zostanie stracony, nie toleruję odmiennego zdania, ten ustrój nazwę SEKSUALNOKRACJĄ. A wstęp do komnaty przy tronie będą mieli nieliczni, przeze mnie wybrani. Reszta niech zgnije w swoich rynsztokach, odchodach i rzygowinach. Ja stałam się bezlitosną Panią.
W krainie wiecznego odpoczynku cz. 3
Nastały czasy złudnej szczęśliwości. Wyuzdana królowa, po zdetronizowaniu swojej rywalki, postanowiła, że poddaństwo zostanie zniesione, nastanie czas równości i swobody seksualnej. Klasowość starego porządku jednak nie zniknęła. W Krainie Rozkoszy miał się zarysować iście wyjątkowy podział. Do swego tronu królowa zapraszała wyłącznie nader dewiacyjne jednostki, takie, które potrafiły zainteresować i pobudzić jej zbutwiałe i oziębłe zmysły. Faworyzowaną grupą zdawali się być Akrotomofilici. Osobnicy o posępnych, bladych twarzach i spojrzeniu pełnym wyuzdanego piękna. Posiadali satynowe, czarno-purpurowe szaty, które z dumą wkładali na swe spaczone, nagie ciała. Nie nosili bielizny, a obstrukcji potrzebnej dokonywali raz do roku. Byli nieczyście świętymi. Zaspakajali swe popędy erotyczne pożądając osoby wybrakowane i skalane, dla nich jednak były to piękności godne wielkiego poświęcenia. Również w ich kaście, wewnątrz, znajdowały się osoby płci żeńskiej, miały skazy cielesne, które naznaczały je dla swych partnerów. Jedne posiadały piersi bez sutków, inne były bez ręki, bądź nóg. Owe kalectwo było przepustką do świata seksualnych fantazji Akrotomofilitów. Odnoszono się do nich z dumą i powściągliwością. Królowa uwielbiała sycić się widokiem ich nagich ciał podczas orgii seksualnych. Zasiadała na tronie zupełnie naga, jej ciało pachniało olejkami z mięty, imbiru i gardenii. Zapach z jej cipki był jednak tak intensywny od podniecenia, że roztaczał się po całej królewskiej komnacie. Jej satynowa, czarno-złota pościel przesiąknięta zapachem cipkowej wydzieliny, spermy jej kochanków, potu i krwi, którą królowa upuszczała sobie namiętnie do złotego kielicha, po każdym odbytym stosunku po jednym mililitrze. Drugą szczególnie umiłowaną grupą seksualnych dewiantów byli Zoofilici. Sama królowa kiedyś doświadczała wyuzdanej przyjemności ze swoimi kundelkami, gdy była jeszcze młodą i niedoświadczoną kobietką, kiedy erotyka była na tyle niebezpieczną grą, iż namiętnie pieściła psy, każąc im wylizywać soki ze swego młodzieńczego łona. Oczywiście nie zrodziło to u niej stałego pociągu do stosunków ze zwierzyną, raczej tak później traktowała swoich kochanków. Byli dla niej tylko psami, które zapięte na smyczy mogły skomleć u jej łoża. Jej grzeszne wspomnienia z przeszłości sprawiały, iż dla owej grupy czuła wybitnie dużą łaskawość. Udzielała im wszelkich potrzebnych priorytetów na orgiastycznych spotkaniach poddanych. Na dworze częstymi gośćmi byli także osobnicy z grupy Tanatofilów, specjalnie wyselekcjonowani z całego kraju. Dumnie odgrywali sceny własnej śmierci, by wywołaną erekcją u królowej sprawić radość i wprowadzić ją w stan oszołomienia zmysłów. Ten nadworny teatr sprawiał, że życie w pałacu płynęło znacznie ciekawiej. Aktorami byli najczęściej młodzi chłopcy o pięknej, bladej skórze, przepięknym przyrodzeniu i żałośnie smutnych oczach. Ten widok bardzo rozbawiał władczynię, ponieważ uwielbiała grę kontrastów w ludzkich namiętnościach. Nie cierpiała jednolitości i przewidywalności zdarzeń erotycznych. Jeśli jakieś zbliżenie wywoływało u niej znudzenie, natychmiast odsyłała jego uczestników na obrzeża swej świadomości i wyrzucała z pałacu. Dlatego poddani wymyślali coraz to nowsze zabawy, od pissingu do kryształowych kieliszeczków i buteleczek, by mogła ustawiać je na etażerkach, poprzez raczenie jej seriami zdjęć uroczego ciała w pozycjach rozkoszy, w których odgrywała rolę aktoreczki porno. Najbardziej zabawną i ulubioną jednak grą Królowej była narratofilia. Uwielbiała godzinami prowadzić rozmowy o seksualnych czynnościach swoich i poddanych w pałacu. Wymyślano dla niej zabawne historyjki i sama także spisywała swoje w notesiku, oprawionym w skórę z niemowlęcia. Poza nawias społecznego układu w królestwie Pani wyrzuciła: kleptofilitów, hyfefilitów i ekstrementofilitów. Grupy te popadły w niełaskę, ponieważ utrzymywały kontakty z sąsiednim, niezaprzyjaźnionym królestwem i jego władcą, czarnym księciem o sado-masochistorycznych korzeniach. Okrutnik ów rywalizował i rościł sobie pretensje do tronu w Krainie Rozkoszy, tak, więc królowa musiała ostrożnie dobierać sobie swoich towarzyszy, aby pośród nich nie znalazł się szpieg i donosiciel księcia. Mógłby wówczas przekazać mu najnowsze techniki seksualnych zbliżeń i pozbawić ją tronu. Ciemne królestwo księcia, gdzie władza przypadała między innymi stygmatofilikom, pyrofilikom, nekrofilikom i gerontofilikom, we władanie przejęto podstępnie, pozbawiając Królową wpływu na lata. Dlatego królowa niechętna była tym grupom społecznym, co nie oznacza, iż ona nie miała podobnych pragnień. Była na przykład bardzo związana psychicznie i uczuciowo z piktofilikami, raptofilikami i symforofilikami. Sama lubowała się w sprawdzaniu granic wytrzymałości własnego popędu do destrukcji i agresji. Zamierzała, dlatego posiąść kiedyś, po umocnieniu swej władzy, w posiadanie owe grupy i zaprowadzić je do Krainy Rozkoszy, by osiadły i żyły w szczęśliwości. Oczywiście w poczet swoich znajomych królowa zapraszała tylko dewiantów ekskluzywnych, czyli na trwale naznaczonych piętnem dewiacji, a nie przypadkowych poszukiwaczy przygód, z doskoku chcących popisem zdobyć jej serce i zainteresowanie.
Tak, życie w Krainie Rozkoszy, królestwie gdzie iluzja przeplata się z rzeczywistością, a cyber-love z realem, płynęło swoim ospałym rytmem. Poddani bawili się wyśmienicie, na stołach zawsze obfitowały młode i jędrne kobiety z rozłożonymi chętnie nogami, zapach ich ciepłych cipeczek rozkoszował nie tylko kochanków, lecz każdego, kto zawitał w te strony. Cyber-wędrowcy, lunatycy, rozwodnicy, zblazowane księżniczki i prostoduszni cwaniaczkowie. Kupczycielki pragnące sprzedać tanio swe żądze i maniakalni dręczyciele. Zaiste menażerią bogatą było to królestwo, a ich władczyni jak magnes przyciągała do siebie wszystkich chcących zaspokoić pragnienie bliskości.
Jeśli bliskie są wam takie doznania, na pewno zrozumiecie tą fascynację, lecz jeśli nie posiedliście jeszcze wiedzy tajemnych zbliżeń, to owo opowiadanko wyda się wam prześmieszną paplaniną. A może to i nawet lepiej, nie będę musiała tłumaczyć, czy rzeczywistymi i moimi są owe doznania. Sami to ocenicie.
W Kranie Wiecznego odpoczynku cz. 4
Podróż nad Jezioro Łez.
Orszak gotowy, możemy ruszać, królowo – powiedział lokaj. Raz do roku królowa wyruszała w podróż nad Jezioro Łez. Dalekie i odległe krańce królestwa, gdzie czas ulega skróceniu, a przestrzeń deformacji, marszczy się i kurczy pod wpływem światła. Na ów skraj można przedostać się tylko jedną drogą, przepływając na drugą stronę głębi przez Jezioro Łez. Podróż jest długa i męcząca, tak samo jak przygotowania do niej. Królowa dokonuje wtedy ablucji swego ciała, naciera się wonnościami, pości przez dziewięć dni, pijąc tylko źródlaną wodę i nie odbywa stosunków seksualnych. Zakłada śnieżno-białe szaty, goli włosy na cipce i głowie, przycina paznokcie. W czasie podróży będzie czytała tylko Księgę Objawień, tajemniczą, oprawioną w szkarłatną satynę książkę, której nikt poza nią nie może dotykać. W królestwie podstawowym kolorem i pożywieniem jest amarant i szkarłat wyniosły, źródło nieśmiertelności. Pozwala on królowej oczyścić ciało ze szkodliwego składnika powodującego u niej opuchlizny na dłoniach i ramionach, skwalen zawarty w tej dziękczynnej roślinie dostarcza jej antidotum. Kiedy dotrze do celu, odeśle lokaja z powrotem do pałacu. Królowa stanie nad brzegiem jeziora, całe swoje ciało nasmaruje tłustym kremem koloru właśnie amarantowego. Z walizy wyciągnie siedem małych kryształowych buteleczek, w każdej znajduje się substancja pochodzenia człowieczego: mocz, krew, pot, łzy, fekalia, sperma, soki z cipek. Substancje należy zmieszać w perłowej czarze, która pochłonie światło o południu. Następnie musi wypić ten melanż ustrojowego eliksiru. Teraz, tak przygotowana królowa zamoczy swe nagie ciało w wodach jeziora. Położy się na brzegu, i będzie czekała do zachodu słońca. Wtedy to dokona się jej przemiana.……………………………………….
Brzegi jeziora zrobiły się zimne i marmurowo strome. Woda szmaragdowa i przenikliwie zimna. Chłód obkurczył sutki królowej, na palcach rąk i nóg miała blade wymoczki. Wreszcie zobaczyła Posłańca. On dał jej znak do podróży. Przemiana w końcu mogła się zakończyć. Wskoczyła do wody i zanurkowała w głębię, do królestwa zwanego Krainą Łez.
…………………………………………………………………………………………………..
Płynęła w otchłań, czarną czeluść. Po kolei mijała poziomy zamieszkałe przez wodne stwory: mroźne ważki, ślimakowate ukwiały, gnilne pająki jeziorne, ryby bezskrzelne, ślepce, rapataki, mechowce i skwarny. Wszystkie one uśmiechały się do niej serdecznie. Czasem miała wrażenie, że za bardzo serdecznie. Nie była samotna, czuła się obco, lecz bezpiecznie. Cały czas płynęła w głąb oddychając płuco-skrzelami podarowanymi jej podczas przemiany przez Posłańca, nogi natomiast zrosły się i okryły łuskami. Była morską syreną o gibkim i wytrenowanym ciele. Dystans do epicentrum zmniejszał się i poczuła motylki w brzuchu. Trzepotały swoimi skrzydełkami jak popieprzone, zupełnie jakby chciały zrobić jej na złość albo bardzo ją wkurwić. Lecz była tak głęboko, że nie mogła zawrócić. Za chwil parę będzie po drugiej stronie, więc postanowiła zlekceważyć tą prowokację.
Głuchy i tępy dźwięk zmiażdżył jej skronie, przeszył od stóp do czaszki. Skóra zaczęła cierpnąć, trzeszczeć, wreszcie pękać. Odpadała po kawałeczku, łuski spadały. Królowa siedziała na zimnym, marmurowym brzegu jeziora, w dawnej ludzkiej postaci. Czysta, piękna, nowa skóra. Spojrzała na dłonie, nogi, brzuch. Poznała swe ciało i zaskoczona lekkością, z jaką dokonała się przemiana, wzruszona do granic, zaczęła się spazmatycznie śmiać. Wydawała dziecinnie histeryczne chichotki. Trwało to raczej długo i lokaj czekający na jej powrót już od jakiegoś czasu zaczął się nudzić. Teraz Królowa nie wahała się w swych zamiarach. Podeszła do niego i jednym sprawnym ruchem obcięła mu głowę samurajskim mieczem. Głowa odpadła zdziwiona na ziemię, wytrzeszczyła oczy i w ostatnim tchnieniu zapytała:, dlaczego? Nie muszę ci się tłumaczyć! – Wrzasnęła królowa i kopnęła głowę tak mocno, że ta tocząc się rozpadła na kawałeczki. No, teraz się ubawiłam – królowa ubrała swe szaty, założyła pończochy, gorset ze skóry jednorożca i ruszyła w powrotną drogę do Krainy Rozkoszy.
Prorok i namiętności. cz.5
Czyn obcięcia głowy lokajowi nadał nowy porządek rzeczy w królestwie. Królowa wyzwolona spod dyktatury ciała musiała teraz posiąść tajniki duchowego wpływu na poddanych i ich seksualny świat. Zapragnęła władzy absolutnej, naznaczała każdego, kto nie stosował się do jej wymagań, sikając im na usta moczem i robiąc bliznę pod prawym ramieniem. W sprawowaniu owego dyktatu istotną rolę odgrywał Cyber-Prorok, chętny i łasy na doznania cielesne, z wiedzą znacznie wykraczającą poza zwyczajowe rozumienie seksu i jego mocy oddziaływania na poddanych. A więc królowa korzystała z jego wskazówek, radziła się go w kwestiach realizacji okrutnych zamierzeń. W całym kraju zapanował półmrok i cisza. Jęki podczas orgiastycznych przyjęć były surowo wzbronione, a namiętności musiały być pod stałą kontrolą i władzą królowej. Priorytetem było realizować jej zachcianki, nawet te najbardziej okrutne w swojej formie. Królową mniej już fascynowały perwersje, a zaczęły bawić gry miłosne naznaczone agresją o czystej i wyuzdanej formie. Uwielbiała wiązać i zakładać pętle z lin na szyje swoich kochanków, zaciskać je mocno podczas szczytowania, a jeśli jakiś poddany na twarzy okazał, chociaż odrobinę paniki, dusiła go bezlitośnie, skacząc przy tym na jego członku, jakby ujeżdżała byka. Jęk duszonego ogiera podniecał ją do granic możliwości.
Czasy stały się mroczne. W królestwie zapanował głód i choroby. Królowa obmyśliła jednak z Cyber-Prorokiem sposób na przetrwanie. Ciała poduszonych kochanków wrzucano do kadzi z szeregiem przeróżnych przypraw i substancji tworzonych z jego przepisów. Gotowano je i podawano na stoły. Królowa lubowała się widokiem pochłaniających owe potrawy poddanych, niczego nie świadomych, jedzących swoich kochanków, być może wczoraj się im oddających. Kwintesencją miłości jest, bowiem kochać do bólu i pragnąć drugiego tak usilnie, że tylko spożycie jego ciała przynosi satysfakcję. Królowa czuła się jak bogini i w pewnym sensie ową boskość zdobyła. Picie spermy kochanków i ich krwi wylewanej z ran zdanych podczas stosunków seksualnych, królowa traktowała jako swoiste antidotum na nudę i zobojętnienie. Pragnęła ponad wszystko zmierzyć swą boskość z boskim księciem mroku, którego pewnego dnia zobaczyła przechadzając się po ogrodach rozkoszy. Stał nagi, dumnie wyprostowany, jego przyrodzenie o wymiarach przekraczających standard. Jedno spojrzenie na tak pięknego kutasa w zwodzie wystarczyło jej wyobraźni poszybować w rejony szalonych eksperymentów łóżkowych. Chciała mieć możność gryzienia jego zgrabnych pośladków i lizania pupy, do odbytu wkładania mu przeróżnego rodzaju zabaweczek, takich jak na przykład złote i kryształowe plugi, lub kuleczki gejszy. Chciała go chłostać pejczem o żelaznych haczykach i wyrywać po kawałeczku jego smakowite ciałko na plecach.
Królowa zakładała sadomasochistyczne, lubieżne stroje pochodzące wyłącznie z pracowni krawieckich, które sama projektowała. Tylko wtedy mogła patrzeć na swych poddanych, mogła ubierać wybranych kochanków na wieczorne spełnienie. Pragnęła księcia ze wszystkich sił, posiąść, zawładnąć jego kutasem i ujarzmić umysł. Tego jak na razie nie mogła doświadczyć, dane jej było tylko patrzeć i sycić swe zmysły, pobudzać wciąż na nowo wyobraźnię. Zaczęła popadać w odrętwiający obłęd, godzinami kołysała swe rozpalone ciało na huśtawce rozkoszy, pozwalając kochankom zaledwie liznąć jej wilgotną i posikaną cipkę. Zakładała im na szyje obroże i smycze, prowadziła na spacery po pałacu, a oni a czworakach musieli poddawać się jej woli, obsikiwała ich i pluła na nich. Kiedy tylko miała ochotę, smagała biczem, czasem tak mocno, że krew pulsująca w ich ciałach od podniecenia sączyła się przez pory na ich skonane ciała. Bycie okrutną mnie bawi - mawiała. Nikt z Was, kochanków tak samo upadłych, co wyniosłych nie sprawił mi dotąd absolutnej rozkoszy!!! Dopóki nie posiądę księcia i jego królestwa, będę tyleż samo dla was niedostępnie okrutna, co pożądanie budzące się we mnie każdego dnia bez jego ciała. Po raz pierwszy królowa nie widziała innego rozwiązania tego dramatu, jak tylko wkroczyć do jaźni księcia poprzez użycie magicznego eliksiru „Zepsucia Samoświadomości”. Groziło to postradaniem przez nią i jej wybranka zmysłów. Mogło się zdarzyć, że nie będzie pamiętać, kim jest. Jednak siła, z jaką pragnęła swojego wybranego była tak ogromna, że aby odwrócić kolej rzeczy, niestety było za późno. Porzuciła swoją cielesność, ujarzmiła duchowość, teraz postanowiła dokonać rzeczy absolutnej - złączyć się na zawsze ze swoim wybrankiem i zakończyć panowanie. Jednak ową okrutną scenę opiszę następnym razem, kiedy deszcz w Krainie Rozkoszy zmyje smutek, a wiatr ukoi zmysły porzuconych poddanych królestwa, co w chaosie rozpaczy i zapomnienia odbierali sobie życia.
Śmierć królowej. cz.6
Weszła na wzgórze, trzymając dumnie ostrze sztyletu przy piersi, dłoń miała zimną i chciała zakończyć to szybko. Swą nienawistną udrękę ze sobą. Poczeka na półmrok, wtedy zapewne pojawi się ON. Jego jasne oblicze i karmelkowe oczy. Włosy lekko zaczesane do tyłu, półdługie. Smagłe od wiatru, nagie ciało. Ramiona wyrzeźbione jak u anioła, pośladki doskonale obłe i przyrodzenie spełnione w rozkoszy. Jak ma wyglądać nasze ostatnie zbliżenie, czy będzie to koniec w smutku zawarty, czy pełnią się stanie ta rozmowa? Ciało pożąda i pragnie, lecz umysł, gdzie zagościło zło, bez pragnienia nie pozwala jej na skosztowanie kochanka nocy. Odsyła wszelkie myśli w głąb jaźni, nie chce zobaczyć swojej małości. Jest jak sucza uwiązana, na szyi z obrożą, żenująco pięknie wygłodniała na zmysłowe doznania z Nim. Wystawiona na publiczną udrękę z własnymi myślami toczy walkę na wskroś niebezpiecznie jednoznaczną. Gdyż koniec zaczyna się w utopieniu smutku, na wyzwoleniu ciała. Pragnienie jest uporczywe, Książę zabiera ją w krainę swego mroku, jej oczy są ślepe, niewidzące radości. Podaje się biernie, bezpieczna i wolna. Jest tylko ptakiem, co unosi swe ciało do miejsca wiecznego spełnienia, tam, gdzie orgazm jest stale pełnią istnienia. Zespolenie z kochankiem tak piękne, że strach ją ogarnia, że nie chce już niczego dla siebie, a tylko dla doznawania wspólnej rozkoszy. Książę nacina nadgarstek, daje jej w usta swoją krew, Pani spija namiętnie jego esencję życia. Dla niej jest eliksirem i esencją. Staje się Nim. Przenika Go, zespala z ciałem duszą, jaźnią. Dla tego pragnienia się urodziła. Dla tej chwili gotowa jest umrzeć. Wyciąga sztylet jednym ruchem wkłada ostrze w tętnicę na szyi. Jest jej ciepło, sennie, odpływa. Książę wydaje przenikający, głuchy krzyk. Unosi się do nieba i z ramionami wyciągniętymi do chmur zamienia się w nocnego motyla. Jest noc. Chłód i mroźny wiatr. Jeszcze moment, a skrzydła zastygną, ich trzepot ustanie. Jeszcze jeden ludzki oddech, a życie zamarło na setną sekundy. Kraina Wiecznego Odpoczynku już nie istnieje. Kraina Rozkoszy pozostała, lecz bez swej królowej, co samoistnie pozbawiła się tronu. Lecz swe namiętności zostawiła poddanym w spisanych własną krwią z menstruacji jedwabnych stronicach „Wielkiej Księgi Rozkoszy”.
Epilog.
…
W końcu się odnalazłam.
Założyłam rodzinę, urodziłam dwójkę dzieci, pokochałam męża. Pozostawiłam ciemny świat iluzji za sobą. Księcia z ciemności i wszystkich poddanych królestwo samo wchłonęło w siebie. Gotuję obiady, jak dobra mama. Strony ciemności zakryte ciężkimi, welwetowymi zasłonami już nie odwiedzam. Chodzę na spacery z dziećmi i mężem, do parku. Dotyk jest pełnią miłości, do tego nie potrzeba mi perwersji. To, co było fascynacją jest ujarzmione. Zarzucono mi, że nienawidzę ludzi, nie pojmuję, dlaczego? Są dobre i złe dni w moim życiu, lecz zawsze w kontekście miłości. Studia skończone, czasy szaleństwa i wybujałej erotycznej fantazji także. Podróż w głąb mojego umysłu, gdzie czaiły się demony została zakończona. Przeszłość: dzieciństwo i młodość, opisałam, przepłakałam i pogodzona powróciłam do siebie, do życia, do męża i dzieci. Teraz jest standardowo i spokojnie. Przez sześć miesięcy, czatując i pisząc blogi, pogłębiałam własną psychikę, aby dokonać oczyszczenia. Zrobiłam to publicznie, dokonałam spowiedzi wobec netowej publiki. Nie żałuję ani jednego słowa, bo było prawdziwe, płynące z głębi mojej duszy, z ciemnej, pokręconej fabuły życia, którą się chciałam w ten sposób z Wami podzielić. Każde życie jest ważne, każde swoiście niepowtarzalne, wierzę, że także i moje. A szczęście przychodzi częściej niż myślimy. Niespodziewanie.